Belka w oku...

 ~*~


Tytuł możliwie pompatyczny i na wyrost, ale uznałam, że jest w nim pewien sens. Minęło blisko pół roku od mojej ostatniej aktywności w tym miejscu. W dalszym ciągu zmagam się z własnymi demonami, słabościami, wadami, ale też stawiam czoła problemom, które pojawiają się na drodze. Okres około wakacyjny był czasem trudnym pod względem finansowym. Samochody, dentyści, koty - wszystko dostarczało sporych wydatków, ale sytuacja nieco zwolniła, gdy minął wrześniowy urlop. Urlop notabene udany, w pięknym otoczeniu bieszczadzkich gór, pośród przyrody, spokoju i ładowania baterii. Pozwoliło mi to zrozumieć, że jednak wyjazd we dwie jest najlepszym wyborem. Chociaż dałyśmy też szanse na próbę wyjazdu z przyjaciółką. Wybrałyśmy się we czwórkę na dwudniowy wypad śląsko-małopolski, który to z kolei zmusił mnie do trudnej rozmowy z połówką. Wierzę jednak, że rozmowa ta coś zmieniła w jej sposobie spojrzenia na niektóre sprawy. W każdym razie - nie spinam się, nie nastawiam na nic, bardziej decyduje się na reagowanie na bieżąco. 



Co jednak zmusiło mnie do napisania tutaj? Cóż... Podczas 50 godzin mojej terapii, na którą poszłam z zamiarem zmierzenia się ze związkami, które mocno odcisnęły piętno na mojej psychice, zrozumiałam, że to nie tyle związki są moim największym problemem. Lecz rodzice. Pamiętam wciąż tamtą rozmowę z panią psycholog, gdy powiedziałam to na głos i ten głos mi się załamał. 


I tak dziś wieczorem rozmawiałam z moją Rodzicielką i daję jej do zrozumienia, że w tym tygodniu nie dam rady się z nią zobaczyć, bo w niedziele wpada właśnie przyjaciółka ze swoją partnerką. Mama więc do mnie ze słowami, żebym powiedziała tej przyjaciółce, aby przywiozła dla niej trzy krzaki borówki. Nie, nie zapytała, czy mogę przyjaciółkę o te krzaki poprosić. Nie zaproponowała, że za drobną opłatą ona chętnie te trzy sadzonki od niej odkupi. Nie. Po prostu: "powiedz X, żeby przywiozła trzy krzaki borówki". No i zdębiałam. Powiedziałam, że jak ona sobie to wyobraża? Że tak po prostu powiem przyjaciółce: "ej, mama prosi, abyś wyrwała z ziemi trzy krzaki borówki, bo jej się nie chce kupować, a wie, że ty masz tego dużo i na pewno nie zrobi ci różnicy przywiezienie trzech"? No i mama się obraziła. Rozłączyła i potem pisze, że to była przecież tylko propozycja, że nie wie, czemu ja się o to zdenerwowałam. 


I tak sobie biorę później prysznic i analizuje. Analizuje mnóstwo sytuacji, gdy moja mama nie pyta, a narzuca swoją wolę. Nigdy nie zapomnę grudnia kilka lat temu. Wpadłyśmy z ówczesną dziewczyną na jakąś obiadokolację. Siedzimy, pijemy herbatę i poruszony zostaje temat świąt Bożego Narodzenia. Mama zawsze się dziwiła, dlaczego moja dziewczyna nie chciała jechać do swoich rodziców, tylko wolała święta spędzić ze mną. I tutaj wpada na GENIALNY pomysł.


"Słuchaj, zrobimy tak. Moja córka przyjedzie do nas na wigilię, posiedzi z nami ze dwie godziny, a potem wróci do mieszkania i zrobicie sobie wigilię we dwie."

No świetny pomysł, prawda? Zostawić sporo młodszą partnerkę, która mieszkała z nami, z dala od swojej rodziny - samą w wigilię - bo przecież moja mama miała chęć spędzenia tego magicznego czasu z ukochanym dzieckiem, ale bez partnerki tego dziecka. 

Moja dziewczyna się rozpłakała i wyszła. A moja mama przy każdej okazji wraca do tamtej sytuacji i mówi: "no ja to nie rozumiem, bo przecież nic takiego nie powiedziałam, a tamta się obraziła i wyszła". 



Tak jest ze wszystkim. A ja nie wiem, jak mam jej uzmysłowić, że jej postępowanie jest chujowe. Tak, próbowałam, wielokrotnie z nią rozmawiałam, ale retoryka jest taka, że ona traktuje to jako atak i potem serce ją boli, płacze, bo jakże to ktoś może powiedzieć prawdę o jej niefajnym zachowaniu. A ja coraz częściej patrzę na to wszystko szerzej i jestem załamana. Tak po prostu. 


"Źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz."

Ewangelia Mateusza, 7, 3-5.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Bieguny dwa...