Trudności...
"Nie marnuj słów dla ludzi, którzy zasługują na twoje milczenie.
Czasem najpotężniejszą siłą jest niepowiedzenie niczego."
W moim otoczeniu są ludzie, którzy nieraz zarzucali mi stagnację w działaniu. Wręcz nawet zarzucali mi nieumiejętność podjęcia decyzji. Coś na granicy niestałości uczuciowej, niestałości w swoim zdaniu. Paradoksalnie oni właśnie uważają, że jestem dość stanowczą osobą, takim przywódcą stada. Samcem Alfa - albo należałoby uściślić "samicą alfa".
Moje życie to ciągły paradoks: uczuć, myśli. Często przyrównuję się do małego szczeniaczka, który ma kilku właścicieli, ostatecznie nie należąc w pełni do nikogo. Nie ma obecnie ani jednej osoby, która chciałaby stać się częścią mojego życia z całym bogactwem zalet i wad.
Trwałam kilka lat w związku, który dawał mi satysfakcję. Ona... Ponoć zakochana, uważająca mnie do chwili obecnej za miłość swojego życia. Związek z którego wyleczyć się nie potrafię. Który w momencie zakończenia zakończył moją chęć do życia. A uśmiecham się. Podejmuje wyzwania, pracuję nad sobą, pomagam na ile potrafię. Staram się być. Trwać. Kochać. Każdego dnia. Nieustannie.
Dziś jednak przyszedł taki moment, że znów mam ochotę usiąść na podłodze w kącie, podkulić kolana pod brodę i rozpłakać się jak dziecko. Przerasta mnie ta sytuacja. Przerasta mnie ogrom uczuć i zawodów. Ile jest w stanie znieść jeden człowiek? Ile słów jest w stanie udźwignąć? W ogóle nie czuję siły, którą kiedyś miałam w sobie. Za grosz.
Będąc przed 30-tką powinna być w człowieku chęć do życia, siła wewnętrzna i siła zewnętrzna. Emanująca w gestach czy spojrzeniu. We mnie brak tego wszystkiego. Nie mam ochoty na to, co cieszy większość moich rówieśników. Żyję w jakimś dziwnym, niesprecyzowanym matriksie. Tłumaczę się każdemu, obrywam za wszystko. Za słowa, za wypowiedzenie ich za dużo, za milczenie. Obrywam za to, że słucham w milczeniu, obrywam za to, że wyrażam swoje zdanie. Obrywam, gdy staram się wesprzeć, przytulić, zrozumieć. Wciąż źle. Źle i nieustająco źle.
W ostatecznym rozrachunku zasypiam samotnie. Czasem zastanawiam się nad tym, czy ten stan rzeczy mi przeszkadza czy raczej jest mi na rękę. Czy jestem w stanie jeszcze być częścią czyjegoś życia oddając się temu bez reszty? Aż przychodzi moment, w którym o niczym innym nie marzę. Paradoks. Wciąż, nieustannie - paradoks.
Dni w pracy mijają na miłych uśmiechach skierowanych do klientów. Na rozmowach, na obserwacji ludzi. Na zamyśleniu. Zamyślenie... Wciąż, nieustannie z głową w chmurach. Daję z siebie wszystko, gdy rozmawiam z ludźmi, gdy proponuję im kolejne książki czy płyty z muzyką. Ale wciąż zadaję sobie pytanie, gdzie jest moje miejsce? Dlaczego tam już nie czuję się tak, jak chciałabym się czuć. Dlaczego jadąc do drugiej pracy przeżywam tylko rozczarowania.
Ile bym dała, aby cofnąć czas... Niegdyś to pytanie miało rozwinięcie, teraz to rozwinięcie nie ma już znaczenia. Bo szkoła artystów to durna, nastoletnia mrzonka. Ile bym dała, aby cofnąć czas, aby zachować się zupełnie inaczej, aby powiedzieć zupełnie inne słowa. Aby zawalczyć. Aby nie pozwolić pewnym ludziom zaistnieć w moim życiu. Ale przecież - paradoksalnie! - każdy człowiek, każde uczucie, każde cierpienie, każdy uśmiech - to lekcja.
Powoli zmierzam ku końcowi, tak jak i dzień chyli się ku nocy. W słuchawkach przyjemna muzyka, w mieszkaniu - obowiązki, którym muszę poświęcić czas przed spaniem. Dlatego - korzystając ze sposobności - życzę Was spokojnego snu i dobrej nocy.
"Widzę jak cierpisz ze mną
Nie mogę patrzeć, jak cię ranię.
Powinnaś odejść dawno, powinnaś sobie kogoś znaleźć.
I zawsze będę myślał, jak by to było, gdybym wówczas,
Gdybym umiał, gdybym tylko..."
Powinnaś odejść dawno, powinnaś sobie kogoś znaleźć.
I zawsze będę myślał, jak by to było, gdybym wówczas,
Gdybym umiał, gdybym tylko..."
Komentarze
Prześlij komentarz