Pustka...
"Oczy otwieram smutne, bo umiera świat na brak miłości."
Za oknem - piękna wiosenna pogoda, gdzie słońce chwilę wcześniej przegonił ożywczy, letni deszcz. Ziemia pachnie, świat budzi się do życia. Czuć tą wewnętrzną siłę, która powinna ładować baterię i dawać chęć do życia. No właśnie... Powinna.
Nazwijmy to wiosenną chandrą. Albo zwyczajowym okresem, który dopadł mnie cicho nocną porą, gdy w najlepsze liczyło się pakiety z Biedronek. Wreszcie jednak moja wydajność przebiła kwotę miliona złotych, co uważam za swój mały sukces.
Dziś ponadto miałam rozmowę przez skype'a w sprawie pracy jako nauczyciel gry na gitarze. Około 40 minut rozmowy z prezentacją gry. Nie mam pojęcia czy wypadło to dobrze. Ale odważyłam się. Spróbowałam. Minęło przeszło pięć lat odkąd miałam okazję udzielać komuś lekcji. Obawiam się, że mogłam nieco wypaść z wprawy, ba. Raczej na pewno wypadłam z obiegu. Grunt, że rozmowa już za mną.
Marzy mi się, aby pojechać gdzieś nad wodę. Rozłożyć kocyk, założyć okulary i delektować się słońcem. Ostatnio jest mi nieustannie zimno. W mieszkaniu przestali grzać, pogoda jest zmienna, toteż mury szybko robią się zimne. W łóżku spędzam co najmniej osiem godzin odsypiając. Rozpoczął się 6-dniowy maraton nocek. Pół litra kawy z mlekiem jedynie odrobinę wspomaga moją walkę ze snem, bo co innego mieć wolne i spędzać pół nocy przed komputerem nie odczuwając nawet drobiny senności, a co innego siedzieć przy biurku i liczyć pieniądze, gdzie każda pomyłka to fatygowanie kolegów, w celu sprawdzenia naszego błędu. W każdym razie - uśmiech, dobra muzyka i powolutku walczymy.
Pustka...
Inne słowo nie przychodzi mi do głowy, jako określenie tego co we mnie siedzi. Pustka. Mam takie wrażenie, jakby ktoś wyrwał mi część czegoś ważnego i mój organizm nie potrafi sobie bez tego poradzić. Naturalnie - metaforycznie. Fizycznie wszystko jest w należytym porządku. Psychicznie... gorzej. Zamyślenie wzięło mnie dość mocno w objęcia i nawet na chwilę nie potrafię wyrwać się z tego uścisku. Zasypiam - myśląc, budzę się - z głową pełną myśli, pracuję - rozważając, jadę autem - starając się skupić myśli na prowadzeniu samochodu, a nie tysiącu innych spraw.
Wymiękam.
Po prostu wymiękam. Nawet najsilniejszy człowiek w którymś momencie się poddaje. Ale ja nie chcę się poddać. Stawiam opór. Stawiam VETO. Nie godzę się na to, aby to mnie zdominowało. Przecież jest wokół mnie tyle miłych rzeczy. Tyle ciepłych rzeczy. Są koty, jest Leonardo, jest muzyka, rodzina, znajomi. Są one - wyjątkowe kobiety. Jest tyle dobra. Jest praca, jest samochód. Mieszkanie. Są marzenia. Jakieś plany. Myśl, myśl do cholery o dobrych rzeczach. Po prostu - spokojnych rzeczach...
W słuchawkach - cisza.
W głośnikach - również cisza.
W mieszkaniu - spokój.
Czas na chwilę drzemki.
Wymiękam, chociaż tak.
"Tylko spokój może nas uratować."
Komentarze
Prześlij komentarz