Dramaty...
"Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić,
bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny."
Są takie momenty, w którym docierają do nas wszystkie nasze zmartwienia i troski. Spadają nam one na głowę niczym lawina kamieni i przygniatają mocno do ziemi. Wystarczy jedna rozmowa telefoniczna i jakoś tak uśmiech opada jak niepotrzebna maska. Uświadomiłam sobie to wszystko, co gdzieś tam mi chodzi po głowie w ciągu dnia i jak kładę się spać, a co nie wywiera wówczas na mnie takiego znaczenia.
Świadomość, że stało się to, o czym tylko mówiła. Odgrażała się i jednak spełniła swoje słowa. Czasem zastanawiam się, dlaczego ludzie zdradzają? Dlaczego decydują się zawiesić swoje rodzinne życie na szali, aby choćby przez chwilę znaleźć pocieszenie w ramionach innego człowieka? Potem jest tylko żal, rozpacz, ból, zawód, utrata nadziei i ciągnące się bagno nieporozumień. A sprawca tego wszystkiego i tak obrywa najmniej. Podziwiam swoją mamę pomimo wszystko. Że potrafiła to wszystko znieść z klasą. Wiem po kim już mam ten cały swój cholerny spokój. I dlaczego tak trudno można mnie wyprowadzić z równowagi.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że stając twarzą w twarz ze sprawcą mojego zamieszania, i tak schowałabym dumę do kieszeni, a urazę zakopała pod ziemią. Rzuciłabym wszystko - aby po prostu być. To jest właśnie ten rodzaj siły, którego sama nie potrafię zrozumieć. Ten rodzaj miłości, który przewyższa wszystko. Nawet jeśli ta druga osoba swoim zachowaniem i swoimi wyborami starała się zabić w nas całą nadzieję, całą wiarę i... całą miłość.
Podziwiam mojego brata. Dręczony przez tyle miesięcy, nie załamał się. Nie dał się temu.
Ale gdy przyszło mu stanąć z nią twarzą w twarz... nie potrafił powstrzymać się przed zadaniem ciosu. Jednego, kolejnego. I świadomość, że to moja własna mama powstrzymała go przed zrobieniem głupstwa. Stająca za kobietą, broniąca tej, która przecież zniszczyła jej małżeństwo. Bo pomyślała, że jeszcze nie daj Boże może jej zrobić krzywdę.
Moja własna wojna wciąż trwa. Nawet jeśli tylko w jednej bitwie uczestniczyłam fizycznie, to jednak echo tych pozostałych odbiły się także ode mnie. I chociaż to wszystko dzieje się we mnie, czego na zewnątrz nie pokazuję, to czasem - w wieczory jak ten - wylewają się ze mnie wraz z całym potokiem emocji. Mam nadzieje, że to wszystko się kiedyś po prostu skończy. A ja nadal będę twardo stała na ziemi trzymając się własnych zasad.
I mam też nadzieję, że w końcu przestanę spędzać każdą noc w pojedynkę. Dziś towarzyszyły mi koty - jedyne ciepło istnienie...
W słuchawkach: In This Moment - "Whore".
"Nie masz pojęcia jak ciężko walczyłam, aby przeżyć
Budząc się samotnie, gdy pozostawiono mnie na śmierć.
I nie wiesz nic o tym życiu, które żyłam.
Lub tych drogach, którymi szłam,
Lub tych łzach, które wykrwawiłam..."
Komentarze
Prześlij komentarz