W wilczej zamieci...

"Na szlak moich blizn poprowadź palec..."


Zastanawiam się, jak to jest: przez głowę przepływa całe mnóstwo myśli, a gdy pragniemy je przelać do edytora tekstu - nic, kompletna pustka. To nawet nie chodzi o to, że nie mamy niczego do powiedzenia. Po prostu nasza zdolność chwytania owych liter w ramiona słów jest jakby poza naszą możliwością. Noc jest taką dość dziwną porą, w której wszystkie nasze lęki skryte gdzieś w ciągu dnia, wychodzą z cienia. Wszelkie myśli - mamy jak na dłoni. 

Nie potrafię zrozumieć i pojąć istoty snów. Sen stanowi naszą biologiczną funkcję regeneracji organizmu. W takim razie dlaczego śnią nam się rzeczy, przez które budzimy się jeszcze bardziej zagubieni? Bardziej zranieni? Dlaczego w tych snach stawiane są przed nami osoby, których już nie ma w naszym życiu? 


"Z moich snów uciekasz nad ranem..."


Zastanawiam się ile jeszcze to potrwa - takie trwanie w zawieszeniu, w wilczej zamieci. Mam wrażenie, że po prostu nie nawykłam do życia w samotności. A coraz częściej dociera do mnie, że trwa to już niemalże półtora roku. Półtora roku nieustannego rozmyślania. I te pytania: "O czym tak nieustannie myślisz?". Jak odpowiadać, że celem moich myślowych podróży jest jedna samotna wyspa zamieszkana przez wyjątkową duszę. Nie ma znaczenia, że przez nasze życie przeszło tylu przypadkowych osób. Ciepło ich ciała nie odpędziło chłodu pustki, która pochłania moje serce każdego dnia. To prawda, że namiętność nie zabierze naszej tęsknoty, że jednego nie zastąpimy drugim. 

Jedyną pociechą są znajomi, którzy wychodzą naprzeciw spotkaniom. Każdy - w miarę możliwości swojego czasu. Daje mi to namiastkę takiej ulotności. Ale gdy drzwi za ostatnim zamykam dopada mnie nostalgia. Siadam z laptopem w kuchni, spoglądam na cyberprzestrzeń i dociera do mnie, że przede mną kolejna noc w czterech ścianach. 


"Za wilczym śladem podążę w zamieć i Twoje serce wytropię uparte. Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień rozpalę usta smagane wiatrem."


Kończę. Chcę jeszcze kilkoma słowami zakończyć ten dzień, ale to już nie miejsce, w którym chciałabym je zamieścić. Mam nadzieje, że coś pójdzie do przodu. Chciałabym w tym miesiącu zawitać wreszcie w Częstochowie. Coraz mocniej coś mnie gna w tamtym kierunku. Aby wreszcie ugiąć kolana. 






"Nie wiem czy jesteś moim przeznaczeniem, czy przez ślepy traf miłość nas związała?"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...