Moja nieskończoność myśli...

"Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, 
lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku."


W ciągu minionych dwóch i pół roku wielokrotnie zadawałam sobie pytanie: co takiego robię nie tak, że wiecznie sprawy nie idą po mojej myśli? Bowiem albo staram się za bardzo, albo też staram się za słabo. Nie umiem tego wypośrodkować. Bazując na poprzednich przeżyciach staram się wprowadzić nauki w nowej relacji, najwidoczniej nie obserwując jej dostatecznie i nie dobierając zachowań właściwie do osoby. W efekcie liczba osób w moim życiu wzrasta, liczba doświadczeń - również, ale też i ból staje się tym większy, a pustka - bardziej dotkliwa. 


Wielokrotnie słyszę: odpuść, daj sobie czas. Ale czas na co? W sumie zawsze poznając nową osobę myślę sobie, że to będzie dobry pretekst aby wyjść z domu, napić się kawy w jakiejś miłej kawiarence, być może zyskać nowego przyjaciela, kumpla, znajomego. Wewnętrzny czar i urok (skromność!) przemawiający poprzez wypowiadane, tudzież wypisywane słowa sprawia, że każda napotkana osoba zaczyna mi ufać, przywiązywać się, zawiera się więź. I robi się krok na drogę, z której nie potrafię zawrócić. A potem pozostaje pustka, gdy jednak okazuje się, że to jednak nie to. Że to jednak nie ta osoba. Bowiem staram się za bardzo. Ponieważ zamiatam swoje uczucia, ból, rozczarowanie, zranienie - głęboko w sobie. W myśl zasady, że ktoś miał prawo powiedzieć to, co powiedział. Że miał prawo postąpić tak, a nie inaczej. 

Błąd.

Potworny błąd. 

I znów budzę się w pustym łóżku szukając jej dłoni. 
Ostatnia znajomość trwała pięć miesięcy. Pięć miesięcy wspólnego czasu, ciągłych spotkań, pretekstów do bycia przy sobie. W swoich ramionach, z ustami na ustach, z bliskością emocjonalną. Ale nawet teraz było tego za mało. Ponieważ nie potrafiłam. Nie potrafiłam powiedzieć, jak bardzo Twoje zachowanie mnie boli. Chociaż byłaś - w swoim odczuciu - fair. Nie mam żalu. Jestem Ci szalenie wdzięczna. Za krok, który uczyniłam w stronę wyleczenia własnej duszy. Za Twoją obecność i dotyk. Za Twoje słowa - każde. Nawet jeśli Ty nie potrafiłaś się we mnie zakochać. Nawet jeśli ja nie umiałam tego odwzajemnić. Chociaż jak to wspólnie stwierdziłyśmy - zawsze będziemy miały siebie w sercu. Zawsze będziemy siebie kochać nawzajem. Weszłaś mi w krew. I dziś widząc te karteczki wpięte w antyramę czy czując Twój zapach poprzez flakonik z resztką perfum... nie potrafiłam pierwszy raz powstrzymać łez. Tęsknota... Tak. Tęsknię, ale nie zrobię nic. Życzę Ci wszystkiego najlepszego, dużo miłości, mnóstwa szczęścia. Zasługujesz na to. Po prostu. 

* * * 


To wszystko dało mi możliwość do ruszenia naprzód. Do poznania nowych ludzi. Do szukania kolejnej inspiracji. Człowiek bowiem jest inspiracją, jest miłością, jest radością, szczęściem. Nawet jeśli jesteśmy paradoksalnym wilkiem - Samotną Alfą. 
Wierzę, że gdzieś tam Jesteś. Że lada dzień Cię ujrzę. Że poczuję ten serca rytm wzajemny z Twoim. Po prostu. 


W słuchawkach - disco! - Luka Rosi - A Ty bądź




"A Ty bądź moim pierwszym oddechem,
moim smutkiem i grzechem, 
moim każdym uśmiechem.
A Ty bądź moją nieskończonością,
mym spokojem i złością,
mą największą miłością."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...