A kiedy spotkam Cię na śmierci zakrętach...

 ~*~


Nie sądziłam, że doświadczę czegoś takiego. Te kilka dni pracy określę jako takie pół na pół. Ekipa czasem mnie osłabia, ale całość umila mi praca z klientami, którzy są przesympatyczni. Może to kwestia tego, że udziela im się mój entuzjazm i słyszą to, że rozmawiając z nimi cały czas się uśmiecham. Zabawne, bo nie jest to sztuczny i wymuszony uśmiech, tylko autentyczna radość. Niestety. Problemem są pracownicy, którzy na każdym kroku mnie strofują, zwracają przy klientach uwagę, gdy przypadkiem sięgając po coś nacisnę nogą na dzwonek (mam go tuż obok uda). Nie mogę też bezczynnie siedzieć na kasie dłużej niż 10 sekund, bo zaraz zwracają uwagę, abym coś robiła wokół kasy - dokładała towar, posypywała piaskiem przed sklepem (opcją jest też odśnieżanie), sprawdzała kwiatki, przyprowadzała wózki, itd. Dlatego im więcej klientów, tym lepiej.

Wśród tych klientów kilka dni temu pojawiła się Ona... Był wieczór. Powoli moja zmiana dobiegała końca, gdy kątem oka dostrzegłam burzę kręconych rudych włosów. Serce mi zamarło. A gdy podeszła... jakbym widziała Ją, tylko o 10 lat starszą. Jasne oczy, te same niemalże rysy twarzy, podobny wzrost, drobna postura. Zamarłam. Wiedziałam już, jakby wyglądała mając 35-36 lat... Ciężko było mi się skupić i powstrzymać jeszcze szerszy uśmiech. Gdyby nie maseczka zobaczyłaby rumieńce na twarzy. To było coś tak pozytywnego, że nie sądziłam, że to w ogóle będzie możliwe. Po zakończonym dniu pracy uznałam, że na pewno to przypadek i więcej jej nie zobaczę. Ale kolejnego dnia także była... Ciekawe - może wpadła w odwiedziny do okolicznych krewnych. W każdym razie - to nie jest ta, która była dla mnie tak ważna, ale sprawiła, że jakoś tak po prostu poczułam radość. Moja mama najlepsza: "A co byś powiedziała, jakby okazała się LGBT?". Normalnie zaśmiałam się i uznałam, że orientacja nie ma nic do rzeczy, bo i tak nic nie zamierzam z tym zrobić. To po prostu miły akcent pracy na obrzeżach miasta. 


Kończę. 
Moje życie i tak jest rozbite na trzy osoby. Z czego o tej właściwej... myślę najmniej... Dlaczego? Może wewnętrznie oswajam się z tym, że to po prostu nie jest to. Ta druga jest jedynie w sferze myśli, a trzecia... trzecia jest smutna, tak bliska i tak daleko będąca zarazem...

Życie...


A spotkanie muzyczne - uważam za bardzo udane. Okraszone śpiewem, grą na instrumentach, dobrym fit obiadem i mnóstwem rozmów.






"Nikt tak pięknie nie mówił, że boi się miłości, jak Ty..."


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...