Bez siebie ciężko nam, z sobą trudno jest...

 ~*~


Dzisiejszy dzień wyjątkowo upłynął bez popołudniowej drzemki, chociaż pojawiały się momenty, gdy chciałam się położyć na godzinę. Gdy dojechałam dziś pod blok zapaliła mi się kontrolka przepalonej żarówki i jak na zawołanie przede mną stało się jakby... ciemniej. Jeśli dobrze dedukuję - spaliły mi się żarówki mijania. W sensie coś tam się świeci, co zapala się automatycznie po odpaleniu auta - więc w ciągu dnia jechać mogę, ale nocą - to awykonalne, bo jest po prostu za ciemno. Zatem jutro zamiast pojechać do mamy na obiad, muszę wpaść po żarówki do sklepu, a potem do mechanika. O ile znajdzie dla mnie czas, aby się temu przyjrzeć. Tak, tak, mam dwie lewe ręce do wymiany takich rzeczy. W poprzednim samochodzie zawsze zajmował się tym ktoś inny... W sensie - nie musiałam jechać docelowo do warsztatu, bo ktoś się ładnie nauczył podczas podglądania własnego ojca, gdy ten wymieniał takie rzeczy w samochodzie. Teraz takiej możliwości - nie posiadam. Zatem czeka mnie kombinowanie.


Minęły dwa tygodnie od rozpoczęcia mojej pracy i stwierdzam, że powolutku się oswajam i wypracowuję sobie swój system działania. Każdego dnia uczę się czegoś nowego i dowiaduję o czymś, co niby powinnam i na pewno przecież wiem, a co nie zostało do tamtego momentu przekazane. I tak dzisiaj poinformowano mnie z warknięciem i darciem ryja o liście, którą muszę podpisywać w kwestii dezynfekowania wózków sklepowych. Wózki dezynfekuję na bieżąco, tak samo koszyki. Po prostu o żadnym podpisie nie wiedziałam. Tak samo lista obecności. Akurat o tym zapominam nagminnie - podpisuję głównie po przyjściu, a przed wyjściem wylatuje mi to z głowy, bo mam całe mnóstwo innych rzeczy na głowie. 

Dziś tak siedząc u mamy powiedziałam jej, że ja po prostu nie mam już siły. W sensie fizycznym. Nie mam siły do ciężkiej pracy, do noszenia, przenoszenia, do biegania tam i z powrotem. Odbija się to tym, że mam problemy z oddychaniem. Zresztą... ostatnio mam je nagminnie. Często wzdycham, co początkowo zrzucałam na karb takiego, a nie innego usposobienia. Ale patrząc na to obiektywnie - dochodzi mi kolejna upierdliwość, którą będę musiała skontrolować u kardiologa. Mam cichą nadzieję, że to kwestia stresu i tego, że dużo się ostatnio działo. Niby blisko dziesięć lat temu stwierdzono u mnie tachykardię, czyli przyspieszoną akcję serca, ale od lat biorę na nią betablokery, przez co serce bije mi równomiernie. Rok temu dostałam skierowanie na próbę wysiłkową, ale oczywiście... nie poszłam. Serio potrzebuję kogoś, kto mnie przez chwilę przypilnuje. 


Wizyta u mamy to też trudne rozmowy... Jak zwykle. Stan mojej cioci, a jej siostry, się pogarsza... Staram się być silna i mówić, że na pewno możemy liczyć na cud. Z drugiej strony coś mnie wewnętrznie rozwala tym bardziej, że dziś mama się wygadała, że ten problem to nie ostatnie pół roku, a kilka lat... Kilka lat ukrywania tego przed rodziną, co nie powinno być dla mnie zaskoczeniem. To jakaś cecha rodzinna, że o problemach zdrowotnych się po prostu nie mówi. Sama też nie zawsze mówię wszystkiego, bo znam moją mamę i wiem, jak to wszystko przeżywa. I pewnie gdyby wtedy, te pięć lat temu, nie zadzwoniono na telefon domowy w kwestii wyników badań na cukrzycę, to... Nie no, na pewno bym powiedziała...
Muszę się wziąć za siebie. 


 Moje myśli wariują. Czuję się do wszechmiar niespokojna. Tęsknię i martwię się, z drugiej strony nie umiem zrobić kroku. Niekompletność do cholery! 


Za mną bardzo ważny i bardzo uspokajający weekend. Zrozumiałam, że w związku nie wolno pozwalać na długie rozłąki, bo to nie prowadzi do niczego dobrego. Mam wrażenie, że obie mamy w tej kwestii takie samo zdanie. Czas pokaże do czego nas to zaprowadzi. W oczekiwaniu - pierwsza rocznica... Wszystko okraszone aurą Walentynek. Ale uznałam, że nie będę więcej wybitnie wybiegać w przód, tylko bardziej skupię się na aktualnym odczuwaniu, na dniu dzisiejszym. Kiedyś to dało dobre rezultaty. Może oczekiwałam do teraz zbyt dużo. 

W przygotowaniu marcowa 30-tka kumpeli. Ambitnie mamy kilka ciekawych pomysłów, jednakże na chwilę obecną po prostu skupiam się przede wszystkim na zebraniu na to pieniędzy. Trzeba też będzie zamówić radio, tort, koszulki, oraz kupić kawał ładnej deski, aby stworzyć oryginalny upominek. 
Marzec to też czas moich urodzin. Ale w tej kwestii nie mam kompletnie żadnych przemyśleń. Jak pomyślę, że zniżki na OC poszły się... opalać gdzie indziej, to aż jest mi słabo. Ale będzie dobrze, jakoś to wszystko ogarnę. Wyjścia nie mam. 


Kończę.
W słuchawkach: Sanah - Proszę pana. 





"Lepszy jeden mały czyn, niż tysiąc planów."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...