Pozytywnie...
~*~
Przyznam szczerze, zaniedbałam nieco tą aktywność, co w dużym stopniu było związane z intensywnością ostatniego czasu. Początek marca zapoczątkował 6-dniowy maraton w pracy, który fizycznie mnie wykończył. Jeden dzień przerwy, który miałam, spędziłam w sporym gronie znajomych podczas podwójnych urodzin. Było genialnie, okraszone dobrą muzyką, sporą dawką humoru i... cicho wędrującym między nami wirusem... Jak się później okazało połowa osób obecnych skończyła z pozytywnym wynikiem testu. U mnie po urodzinach nastąpiły trzy dni pierwszych zmian w pracy. Środa była tym dniem, który totalnie powalił mnie na łopatki. Najpierw intensywny czas w pracy na myciu okien, zamiataniu parkingu i szkoleniu nowej dziewczyny, a potem ponad 39 stopni gorączki, nie mając siły na wstanie z łóżka, z cukrem powyżej 300... Pamiętam, że przyjaciółka uparcie chciała kogoś powiadomić, bo choroba totalnie zwaliła mnie z nóg i nie byłam w stanie nic koło siebie zrobić. Następnego dnia skierowanie na test i wyczekiwanie karetki wymazowej, która zgłosiła się dopiero po tym, jak zrobiłam test na własną rękę. Wynik pozytywny był dla mnie czymś pewnym, odkąd koleżanka oznajmiła nam swój wynik. Potem doszły kolejne osoby i w efekcie od tygodnia śmiejemy się, że podróż przez mieszkanie w kolei Covid-lines przebiegła pomyślnie. Gdy przyjaciółka - farciara nie z tej ziemi - uzyskała podwójny negatywny wynik, nasza wspólna kumpela wysadziła ją z ciuchci wdzięcznym gifem, który zrobił nam wszystkim wczorajszy wieczór. I to jest to - towarzysze doli sprawiają, że każdy upływający dzień mija w spokojnej atmosferze, okraszony ogromną ilością śmiesznych gifów, żartów, wideorozmów, słuchania muzyki.
Śmiejemy się, że za dwadzieścia lat będziemy wspominać pamiętną 30-tkę koleżanki, na której wszyscy złapaliśmy covid. Póki co jednak walczę z problemami oddechowymi, bowiem boli mnie klatka piersiowa na przestrzał, a wzięcie głębszego oddechu graniczy z cudem. Są momenty, gdy ogarnia mnie straszna panika i pragnę się mocno wtulić... ale pod ręką mam tylko rozmruczanego kota, który dopełnia wszystkiego kładąc mi się na szyi.
Martwi mnie tylko jedna rzecz. Do końca marca mam okres próbny w nowej pracy. Niby rozmawiałam ze swoją kierowniczką na ten temat i wirus nic nie zmieni... ale i tak czuję niepokój, że jednak nie uświadczę umowy na rok... A przydałoby się... Chciałabym przynajmniej w tym zakresie być spokojniejsza.
Komentarze
Prześlij komentarz