Frustracja...
~*~
"Uciekaj! Nic z tego nie będzie", ja nadal się zastanawiam, czy może jednak nie byłoby warto dać temu szansę i się temu lepiej przyjrzeć. Efekt jest taki, że kolejna osoba ma nade mną swoistą władzę, przez co każda moja próba wytłumaczenia jakiegoś własnego zachowania jest kwitowana słowami: "Robisz z siebie ofiarę i stawiasz się w pozycji pokrzywdzonej". Słyszałam to wiele razy, od różnych osób. I zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie jestem aż tak chujowa, że jedyne co potrafię to podkulać ogon i swoje zjebanie tłumaczyć w sposób, który w oczach drugiej osoby odbierany jest jako 'bycie ofiarą'. Po tym jak to napisałam sama sobie odpowiedziałam: nie. Po prostu mam takie niesamowite szczęście cały czas przyciągać osoby zaburzone, które jeszcze potęgują moją niską samoocenę wieczną krytyką wszystkiego co zrobię. Bo jak mogę o czymś zapomnieć? Mogę. To może głupi argument, ale będzie tylko gorzej. Moja pamięć już teraz płata mi figle, a jest tak od pięciu lat, gdy problemy z cukrem zaczęły wyniszczać moją istotę szarą w korze mózgowej i połączenia nerwowe w mózgu. Na co dzień o tym nie myślę, staram się o tym - dosłownie! - nie pamiętać, bo wpadam w panikę. Każde odstępstwo od normy rodzi we mnie lęk, że do głosu dochodzi jakieś powikłanie cukrzycowe.
Po mojej byłej dziewczynie, po której otrząsam się już przeszło trzy lata, pozostał we mnie lęk przed zranieniem, ale zamiast budowania wokół siebie muru czuję, jak staję się coraz słabsza i bardziej bezbronna w kontaktach z kobietami. Pozwalam każdej kolejnej wejść mi na głowę. Wszystko sobie tłumaczę, każde kretyńskie zranienie ma dla mnie jakąś logiczną odpowiedź. W głębi duszy wiem, że tak nie powinno być, że ta frustracja i smutek, który czuję, tez mają prawo istnieć i wcale nie są gorsze, od innych uczuć. Po prostu podświadomie wybieram nieodpowiednie kobiety. Może to również wynikać z tego, że jestem zaburzona, ale nie zdiagnozowana, dlatego podświadomie w bliskich relacjach stawiam się na tej słabszej pozycji. To był błąd te cztery lata temu, gdy po raz pierwszy pozwoliłam sobie na bycie słabą. Jako Nocny Łowca przyjmowałam w sobie głównie te cechy utożsamiane z siłą, pewnością siebie i niezłomnością. Dlatego, gdy ktoś chciał mnie zostawić potrafiłam zaśmiać się w twarz i powiedzieć: "To idź! Ja cię nie trzymam!". Teraz staram się załagodzić, albo po prostu ze smutkiem przyjmuję, że jakaś znajomość się kończy, bo nie umiem o nią zawalczyć. Ot taki paradoks.
Jestem zmęczona... Po prostu zmęczona ciągłą walką o czyjąś uwagę, odrobinę czułości. Zmęczona tłumaczeniem czyjegoś zachowania, które jest po prostu nie w porządku i na które niestety, sama pozwalam. Jestem zmęczona czekaniem...
Idę spać. To był kolejny długi dzień...
kiedy jego szczęście zależy od drugiej osoby."
Komentarze
Prześlij komentarz