Nowy początek...

"Przyjdzie chwila, gdy stwierdzisz, że wszystko się skończyło.
To właśnie będzie początek."


Pożegnanie poprzedniego mieszkania nastąpiło dosłownie - z hukiem. Skończyło się na 7 szwach i zniszczonych meblach w pokoju, ale obyło się bez większej tragedii. Ilość krwi do powycierania była... no zastraszająca, ale po pierwszym szoku i panice - udało się ten majdan opanować. Wszystko za sprawą tego, że mama postanowiła wyjąć wtyczkę z kontaktu znajdującego się za regałem. Sęk w tym, że regały w pokoju nie były zabezpieczone, tylko nadstawka stała oparta na podstawie szafki. Przeważnie te stare meble mają zabezpieczenie w postaci drewnianych kołków, na które się nadziewa nadstawę regału. Tutaj tego nie było, więc lekkie pchnięcie z boku powodowało, że regał spadał z podstawy. Zostawiłam mamę na około 5, może 10 minut samą, bo zajęłam się umyciem podstawek pod balkonowe skrzynki. Huk, i pobojowisko jakie zastałam... straszne. Mama rozcięła sobie dwa palce, co wymagało zszycia i podania zastrzyku przeciwtężcowego. Całe szczęście nie potłukło się ani akwarium, ani szklana ława, pomimo, że jeden z regałów zatrzymał się właśnie na niej. Wieczorem wszystko już było posprzątane, meble z kumpelą doprowadziłyśmy  miarę do jako takiego ładu, a mama wróciła cała i bezpieczna do domu z moim tatą. Obawiam się jednak, że będę mieć teraz traumę i nie pozwolę mojej mamie nic robić, co mogłoby ją narazić na jakiś uraz. Byłam tak kosmicznie zła, przerażona i załamana, że wszyscy sąsiedzi słyszeli moje "wypierdalaj do kuchni i nie przemieszczaj się do pokoju". Może za ostro, ale gdy widzisz, jak twojej własnej matce krew leci w dość dużej ilości, a ona chce ci jeszcze pomagać podnieść te regały, to masz ochotę po prostu ostro na to zareagować. No ja zareagowałam. Mniejsza z tym. Wkurzona jestem do tej pory, gdy o tym myślę. Wątpię jednak, żeby to coś nauczyło moją matkę. 


Nowe mieszkanie nie jest jeszcze w takim stanie, w jakim czułabym się jak u siebie. Troszkę czuję się, jak cztery lata temu, jednakże wtedy z mieszkania zniknęła połowa mebli, wyposażenia... Teraz to wszystko jest, ale brakuje tu jeszcze tego ducha, który był na tamtym mieszkaniu. Wiem jednak, że to nowy, lepszy początek. Na razie się oswajam, delektuję urlopem i patrzę, aby koty się tutaj też dobrze czuły. 


W głowie mam tysiące myśli. Dojrzewam też do jednego kroku, który może sprawić, ze wreszcie zatrzasnę drzwi od przeszłości. Za dużo rzeczy wtedy zostawiłam bez słowa sprzeciwu, tylko zamknęłam w sobie te frustracje i emocje. Pamiętam, jak dwa lata temu przekroczyłam próg mojej dawnej pracy, ot tak, aby zrobić tam zakupy. Byłam towarzystwie osoby, która pomogła mi pokonać tamtą traumę i chyba do tej pory pamięta moje napięcie, gdy nie byłam w stanie się rozluźnić wędrując po tej tak dobrze znanej mi hali. Mam tak ze wszystkim, co było nacechowane dużą dawką emocji. Rezerwaty przyrody, stolica, różne daty. Za sprawą jednej z ostatnich rozmów uświadomiłam sobie więc, co muszę zrobić, aby móc rozpocząć wreszcie żałobę, przeboleć i zapomnieć o tym, co było. Albo może nie tyle zapomnieć, co nauczyć się z tym żyć. Nowe mieszkanie na pewno mi w tym pomoże, ponieważ tutaj jestem ja sama, rozpoczynam przygodę jako singielka, bez żadnego zbędnego bagażu (poza tysiącem rzeczy, które przywędrowały tutaj wraz ze mną xd).


Jeszcze tak na koniec powiem, że terapia jest konieczna, bo widzę po sobie, jak bardzo się złoszczę i jak wiele jest we mnie frustracji. Wciąż i wciąż chowam to w sobie, aby wybuchało to w niewskazanych momentach. Picie melisy na nic się zda...


Kończę. W słuchawkach cisza. 
Czas na nowy początek. 






"Najstraszniejsza jest zawsze chwila przed początkiem. 
Potem może być już tylko lepiej."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...