Ostatnia nocka w mojej celi...

 * * * 


Najprawdopodobniej to dziś ostatnią noc spędzę w tych ścianach, które były świadkami tak wielu sytuacji - dobrych i złych, chwil uniesień, ale też upadków. Wiem, że to raptem jakiś etap, który dobiegł końca. Przez pewien czas pewnie i tak będę wspominać i wracać do tego. W końcu ostatnie prawie cztery lata to było tylko moje... 


Wyjaśniając tytuł wpisu muszę się po prostu do czegoś przyznać: na co dzień to było mocno uśpione, nie dopuszczałam tego do głosu, ale w momentach, gdy upadłam albo jakieś wariacje hormonalne kazały mi się nad tym pochylić, mimowolnie stworzyłam sobie w tym miejscu pewne mauzoleum. Z jednej strony bardzo bezpieczną przystań, a drugiej natomiast taką pułapkę, która po okresie covidu przytłoczyła mnie napadami lękowymi. Znam powód, dla którego tak było, ale nawet tutaj nie umiem tego w pełni napisać. Czeka mnie powrót na terapię, ale dwie rzeczy ostatnio mocno się wyklarowały w moim podejściu. Czuję, że jestem gotowa pójść naprzód. Może uda mi się sprzedać samochód i zmienić pracę, na coś, co by mnie jednak bardziej finansowo satysfakcjonowało. Czas nieco odmienić ten początek roku w coś pozytywnego.


Zatem moje kochane mieszkanko...muszę powiedzieć: dziękuję, że byłeś mi domem, ostoją, twierdzą, bezpieczną przystanią, ale ta łódka pragnie zwiedzić inny port, inne plaże, inne przylądki, dryfować po innych wodach. Czas postawić żagle i chwycić w nie wiatr. Życzcie mi sprzyjających wiatrów i bezpiecznych rejsów. 


Póki co - żegnam się z tego adresu i do zobaczenia już za kilka dni. 

Słuchawek brak. 

Dobranoc!




"Marzenia nic nie kosztują".

~~

"Każda podróż zaczyna się od jednego kroku".

~~

"Przyjdzie taka chwila, gdy stwierdzisz, 
że wszystko się skończyło.
To właśnie będzie POCZĄTEK".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...