Frustracja...
"Jeżeli drzwi są wciąż zamknięte, to może to nie są Twoje drzwi?"
Ewidentnie zbliża mi się okres. Czuję rosnącą złość i frustrację na każdej płaszczyźnie. Drażni mnie rozmowa z moją mamą, która - pomimo, że chciałabym poruszyć jeszcze jakiś temat - kończy rozmowę, bo tak po prostu ma. Drażni mnie to, że moja szczerość kwitowana jest rozłączeniem rozmowy, podczas gdy serio staram się zapobiec słowom, które mogą zepsuć ważna relację, zwaną przyjaźnią. Drażni mnie, gdy moje decyzje są na każdym kroku krytykowane i poddawane surowej ocenie, podczas gdy dużo mnie kosztuje wewnętrznie przełamanie się i podjęcie takiej decyzji.
Rozumiem dobrze mojego kochanego kumpla, który przeżywał załamanie nerwowe, gdy każdy wokoło krytykował jego decyzję o wyjeździe na wschód w ramach odbycia studiów magisterskich. Nawet tłumaczenie tego całej paczce spotykało się serią pytań: "Ale po co on tam jedzie? Nadal tego nie rozumiem". Wyjaśniając: przełamywanie swoich lęków, kierowanie się sercem, pragnienie pokonania swoich demonów, ale też i udowodnienie samemu sobie, ze się da radę - to jest istota decyzji, jaką podjął. I ja jestem z niego niesamowicie dumna. I będę czekać z wytęsknieniem, aż wróci z powrotem do Polski mając nadzieje, ze przeżyje tam naprawdę piękną przygodę swojego życia.
Wybierając ludzi wokół siebie, muszę chyba stworzyć jakieś kryteria. Usunąć tych, których powołaniem życiowym jest podcinanie mi skrzydeł i krytykowanie tego, kim jestem i kim byłam. Nie chodzi mi o to, aby ludzie reagowali "Awww! Jakże cudownie!", tylko, aby przyjmowali to tak po prostu. Na przestrzeni lat wiele razy słyszałam podśmiechujki za to, że przed laty należałam do różnych religijnych grup. Tak, kiedyś wiara była dla mnie bardzo ważna, Oaza, Duszpasterstwo czy schola definiowały wiele moich dni. I się tego nie wstydzę. Wręcz jestem z tego dumna, bo to kim jestem teraz zawdzięczam tamtemu okresowi życia. Jeśli dla kogoś to problem - proszę. Tam są drzwi.
Kolejną rzeczą, z którą się spotkałam w ostatnim czasie, gdy poznawałam nowych ludzi - koty. Reakcja na to, że mam koty. W ostatnim czasie głównie trafiam na fanki psów, które niezbyt przychylnie odnoszą się do kotów. I to mi kolejny raz pokazuje, że nic na siłę. Do tego jeszcze podjęłam decyzję pod koniec ubiegłego tygodnia, że biorę trzeciego. Tak, tak zdecydowałam. Biłam się z tą myślą od dwóch lat co najmniej, a od grudnia co jakiś czas przeglądałam ogłoszenia. Znajomi też wysyłali mi czasem jakieś anonsy z fejsa, więc byłam na bieżąco.
A reakcja, z jaką się spotkałam: "Jesteś pojebana! Po co ci trzeci kot?". I tym sposobem, dziewczyna, która tak zareagowała - została w moich oczach totalnie skreślona. Owszem, koleżeństwo spoko - ale nie ma szans, aby kiedykolwiek poszło to dalej.
Ta sama osoba czerpie mega radość widząc moją reakcję na słowa: "Oddaj tego grata na złom" w kontekście mojego samochodu. I to samochodu, który jakby na to nie patrzeć - potrafi dowieźć jednostkę z punktu A do punktu B, chociaż może nie tak szybko, jak robił to wcześniej, bo nadal czekam na pieniądze z nieba, aby oddać go do porządnego mechanika.
* * *
Ech... Czuję się sfrustrowana. Ale też - paradoksalnie - wiele rozmów jest dla mnie bardzo inspirujących, co mnie niesamowicie cieszy. Ostatnio odbyłam takową z jedną dziewczyną, która mieszka sobie z czterema kotami, jest szefem kuchni i generalnie interesuje się historią II Wojny Światowej - czyli czyta sporo książek o Holocauście. Rozmowa na temat Żydów była dla mnie tak niezwykle poruszająca, ze do tej pory mam mindfuck, że wcześniej nie wpadłam na takie rozumowanie. Pozytywnie też zareagowała na pomysł trzeciego kota uważając, że to bardzo dobra decyzja. Proste rzeczy, a cieszą mi mordkę jak nie wiem.
Terapia też jest dla mnie niezwykle pouczająca. Wczoraj usiadłam na krześle i mówię, że mam taką totalną pustkę w głowie, ale po chwili temat mi popłynął i doszłyśmy do kilku ciekawych wniosków, których do tej pory nie dostrzegałam. Mesjanizm - tak bym tego nie nazwała, a jednak to słowo pojawiło mi w głowie w kontekście tego, że mam w sobie taką dziwną potrzebę zbawienia całego świata, pomocy każdemu i zrozumieniu każdego debilnego nawet zachowania. Wnioski pewnie jeszcze się klarują, ale już teraz wiem, ze idzie to w ciekawym kierunku.
* * *
Kończę. Niedługo do pracy. Jutro jadę zobaczyć małego szylkretowego futerkowca znajdującego się 5 min spacerkiem ode mnie. Jest we mnie dużo strachu, że sobie nie poradzę, ale chcę spróbować. Tak po prostu.
W słuchawkach: cisza.
Trzymajcie się.
Komentarze
Prześlij komentarz