"Nie" to odpowiedź pełnym zdaniem...

~*~


Słowa zawarte w tytule to kwintesencja jednej z lekcji w książce "Mów własnym głosem" Reginy Brett. Generalnie czytanie jej teraz jest niesamowicie inspirujące. Daje mi sporo do myślenia i każe raz jeszcze zastanowić się nad tym, co ważne i w jakim kierunku warto iść. 


Gdy wracam myślami do początku roku i pewnej kłótni, od razu przed oczami mam bardzo ważne słowa, które własnie wyczytałam w książce. Popełniłam zasadnicze dwa błędy: pozwoliłam przeczytać coś prywatnego i jednocześnie przepraszałam za to, że te słowa były raniące. Wg "Mów własnym głosem" nie możemy przepraszać za to, że ktoś poczuł się zraniony sięgając po nasz pamiętnik, czy czytając prywatną rozmowę. Nie zawsze wyrażamy się pochlebnie, ale to nie oznacza wcale, że nie darzymy kogoś szacunkiem. Czasem śmieję się z mojego kolegi i jestem przykra dla niego, chociaż później tego żałuję, bo inaczej na to spojrzę z perspektywy czasu. Jednocześnie bardzo go cenię, zawsze mu pomogę, przytulę, wesprę i poświęcę czas, aby mógł się wygadać. 

Ponoć daję poczucie bezpieczeństwa. Ponoć potrafię być czuła i delikatna. Ale nie zawsze taka jestem. Nie jestem nieskazitelna. Czasem nie pomyślę. Teraz już jednak nie będę już wiecznie przepraszać. Nie mam do siebie takiego dystansu jak dwa czy trzy lata temu. Wiele rzeczy mnie boli, często nie umiem się ugryźć w język. Ale zawsze poświęcę swój czas, energię, całe wsparcie, aby komuś pomóc, być blisko. 
I po aktualnym weekendzie widzę, że coś kolejnego się we mnie zmieniło. Czuję wewnętrzny dystans do ludzi. Nie muszę nikomu niczego udowadniać. Dawniej poddawałam się chwili, teraz gdy zapala mi się czerwona lampka - nie brnę już w to dalej. Wyznaczam granice. 


* * * 


Pisząc ten wpis kilka razy chciałam usunąć niektóre rzeczy. Zmienić je. Poprawić. Ale wtedy przypomniałam sobie właśnie słowa Reginy o zaletach pisania pamiętnika długopisem, aby właśnie był autentyczny i ewentualne błędy skreślać, a nie pisać od nowa danego fragmentu. Tutaj co prawda literówki na bieżąco poprawiam, ale już nie analizuję aż tak każdego zdania w obawie, że coś co napiszę kogoś zrani. To być może będzie takim zdrowym egoizmem, ale chyba potrzebuję terapeutycznie do tego podejść. I czuję wewnętrzny bunt jak myślę o związku. Nie chcę. Totalnie się to we mnie odmieniło. Jeszcze 2 miesiące temu zastanawiałam się, a potem coś we mnie kolejny raz pękło i powiedziałam sobie, że kompletnie się do tego nie nadaję, nie jest to mój czas i na moje nerwy. Dzisiejsza noc jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziła, gdy czułam totalny wewnętrzny dystans śpiąc obok innej kobiety i nie czując kompletnie nic. Dawniej bywały sytuacje, gdy nie miało to dla mnie aż takiego znaczenia. Teraz - nawet jak na kogoś patrzę po prostu mam w głowie "Nie". I owe "nie" - to odpowiedź pełnym zdaniem, bez konieczności puenty, drugiego dna, czy konieczności rozwijania wątków. Chociaż jeszcze pewne rzeczy zdarza mi się tłumaczyć. 


Za około dwa tygodnie odbieram małego futerkowca. Wydaje go - jak się okazało - moja była zastępca kierownika z poprzedniej pracy. Dziewczyna, której cholernie dużo zawdzięczałam w tamtym miejscu, która zbudowała moje poczucie własnej wartości tylko jedną rzeczą: serdecznością. Dzięki niej stanęłam na sortowni na własnych nogach, umiałam zawalczyć o siebie, nauczyłam się mnóstwa nowych rzeczy, bez odczuwania zbytecznej presji. 
Widząc więc, jak trzymała małego kociaczka, poczułam po prostu radość. Tak po prostu radość. Co prawda miałam go odebrać dzisiaj, ale kociak musi wyleczyć świerzbowca w uszach - rzecz częstą u kotów, ale nie chcąc narażać moich starszych kotek poczekam, aż się on w zupełności wyleczy. Najlepsze było, jak szłyśmy zobaczyć pozostałą zgraję i koleżanka mówi, żebym uważała, bo one zaraz wybiegną, jak tylko otworzy drzwi. Otworzyła drzwi, a tam cała ferajna śpi - normalnie tak się rzuciły do drzwi, że ledwo uniosły łebki znad legowiska. Jak zobaczyłam ich mamę - to ujrzałam swojego przyszłego kociaka - idealnie pasującego do moich obecnych zwierzaków - szylkretowe cudo. Takie, o jakim marzyłam od dawna. Cieszę się, serio. 


* * * 


Odebrałam ostatnio wyniki badań. Byłam pewna, że jest źle, bo nie byłam w stanie należycie odczytać jednej wartości. Zamiast tego okazało się, że wszystko jest dobrze. Nawet lepiej niż było. Do tego przybrałam jakieś 4-5 kg na wadze, co wygląda korzystanie i mam nadzieje, że wcielę w życie więcej spacerów, aby to wszystko mieć jeszcze bardziej pod kontrolą. Cukier mierzę nie raz, a 4-5 razy dziennie, więc szybko reaguję przy spadkach i zwyżkach. W środę idę do dietetyczki, aby porozmawiać o zmianie innych nawyków żywieniowych. Powolutku, małymi kroczkami. Przede mną kardiolog, okulista, kolejne sesje terapii, które dają mi - jak na początek po takiej przerwie - mnóstwo świetnych i błyskotliwych przemyśleń. Rozmowy też są ożywcze i też wnoszą wiele. Także pozytywne jest to preludium do początku wakacji. 


Kończę. W planach dokończenie horroru "Obecność" i możliwe rozpoczęcie części drugiej, aby niedługo móc udać się do kina na część trzecią. Chyba, że jednak odpuszczę temat z uwagi na liche finanse. Nie zawsze jest idealnie, ale każdy dzień to pewna szansa. Tak staram się myśleć.

W słuchawkach - cisza. 


Dobranoc. 






"Nauczyłam się, że ludzie zapomną, co powiedziałeś, i zapomną, co zrobiłeś, 
ale nigdy nie zapomną, jak się przy tobie czuli."


Maya Angelou


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...