Spojrzenie...

 * * * 


To już taka tradycja, że jak nie umiem czegoś powiedzieć wprost, muszę to napisać. Może robię to na gorąco, bo powinnam dać sobie coś przemyśleć, ale dzięki temu, że robię to na gorąco mam takie najbardziej świeże spojrzenie. Jest w moich zachowaniu pewne zaprzeczenie, którego nie umiem nawet nazwać. I generalnie umiem zawsze wszystko klasycznie spierdolić zbytnim analizowaniem. Wiem, to może być kretyńskie, bo z jednej strony ostatnie 3-4 tygodnie nieraz mówiłam, jakże to dla mnie długo nie spać z nikim od 4-5 miesięcy. Z drugiej strony, gdy przychodziło co do czego - w przeciwieństwie do przeszłych sytuacji - nie byłam w stanie się przemóc. Obecnie przyszło mi spędzić czas z osobą, która jest dla mnie ważna i z którą wielokrotnie - pomimo prób - gdzieś przekraczałyśmy tą granicę. Nawet określiłyśmy to jako FWB. Im jednak dłużej nad tym dyskutujemy, a raczej Ty mówisz wprost, a ja prowadzę dyskusję w swojej głowie - tym mam wrażenie, że rodzi się pewne napięcie. W sensie złość, moja frustracja. Generalnie wracamy do punktu wyjścia. Serio. Muszę znaleźć jakiś złoty środek, bo sama komplikuję swoje życie. Nie jest złe, jest może teraz w słabszym momencie, bo mam problemy natury finansowej i to przecież żadna stałość - czasem tak po prostu jest. Ale problemy finansowe, zbliżający się okres, jak również Twoja obecność - powodują, że sama sobie narzucam presję. Do tego nowa znajomość, która też przecież nie wywiera na mnie presji... A jednak sama stwarzam sobie problemy. Kurwa. Po prostu potrzebuję oddechu. I czasu. I cierpliwości. Proszę o cierpliwość... do mnie. I do tego, że sama komplikuję coś, co wcale nie musi być skomplikowane. Że wcale nie musi to być intensywne i biegnące w jednym kierunku. Przecież nie jesteśmy już takie same, jak kilka miesięcy. Przecież ciągle czegoś doświadczamy, zmieniamy się. 


Ech... ten serial to naprawdę dobre oderwanie. I wypad nad wodę.
I przepraszam, że piszę do Ciebie w sumie w formie notki. Widocznie to miejsce naprawdę pomaga mi to sobie uporządkować. I znam Ciebie na tyle, że wiem, jak reagujesz czytając to. Co jeszcze bardziej napawa mnie żenadą, że muszę pięćset razy powiedzieć to samo, a raczej powtórzyć po Tobie, w swój jak zwykle pojebanie rozbudowany sposób... 


Kończę. 
W głośnikach: Leroy Sanchez - Shape of you (cover).






"Przyciągamy się i odpychamy jak magnes."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...