"Szeptem na ucho powiem, że..."
"...ja się tego wyrzekam, bo..."
Jest utwór, do którego uwielbiam wracać i wspominać popołudnie, gdy spotkałam się z moimi trzema koleżankami i wspólnie go nagrałyśmy. Pamiętam dlaczego wybrałam akurat tą piosenkę i dla kogo ona miała być zaśpiewana, a na co brakowało mi wówczas odwagi. Moja dobra koleżanka pomogła mi zrealizować nieco inny plan i po przełamaniu nieśmiałości - zdecydowałam się wraz z nią zaśpiewać ten utwór. Gutek zaśpiewał "Nikt tak pięknie nie mówił, że boi się miłości jak ty", co stanowiło ulubioną wersję piosenki mojej ówczesnej dziewczyny.
Nigdy nie potrafiłam mówić o miłości. Nie umiałam wyznawać tych dwóch słów. Zawsze okazywałam to na przeróżny sposób. Troską, uczynkiem, zaopiekowaniem, czułym spojrzeniem. Ale nie słowami, chociaż to właśnie one pomagają mi przekonać do siebie ludzi. Umiałabym to wszystko zapisać w przeróżny sposób, ubrać to uczucie w całe mnóstwo słów. A jednak... gdy przychodzi co do czego - nie umiem tego wyznania wydusić. Dawniej, gdy tak to teraz wspominam, korzystałam z pewnego sformułowania: "PS. Ty wiesz". Nawet teraz, pisząc to wszystko przypominają mi się te wszystkie listy, które kończyłam powyższym postscriptum. W życiu nieraz zarzucano mi zachowawczość, oschłość, nieumiejętność wyrażania uczuć, emocjonalny chłód. Nie wiem z czego się to bierze. Czy kieruje mną strach przed odsłonięciem własnej wrażliwości, czy może brak umiejętności i odwagi do wzięcia spraw w swoje ręce.
Obserwując całe środowisko, oraz kobiety, które stanęły na mojej drodze - uświadamiam sobie, że pomimo wszystko - ze mną wszystko w porządku. Może nie jestem tym wilkiem, który kłem rozerwie rywala, może nie jestem drapieżnikiem, który za wszelką cenę będzie walczył o uwagę. A jednak moje stado nieustannie jest plastyczne, wręcz mogłabym je przyrównać do gumy, bowiem się ciągle powiększa. Modyfikuje. A ja sama mam pod sobą osoby, którymi mam ochotę się opiekować. Podczas ostatnich rozmów uświadomiłam sobie, że widziałam moich bliskich w stanach skrajnego załamania i zwątpienia. Widziałam ich łzy, rozpacz, ataki paniki, niepewność, złość, nienawiść. Ale też ich miłość. Ich pasję. Energię. Czułam te wszystkie emocje. I ze swojej strony mogłam ofiarować swoje ramiona - mentalne zaopiekowanie.
W zamyśle chciałam napisać o czymś innym, a teraz moje myśli pobiegły w kierunku, którego nie brałam kompletnie pod uwagę, gdy zaczynałam. Zastanawiam się, czy to mi kiedyś minie. Z drugiej strony widząc zachowania innych ludzi uważam, że ze mną nie jest jeszcze aż tak źle. Ja nie szukam na siłę informacji, nie stalkuje, nie nękam, nie poniżam się... Nie szukam kontaktu. Po prostu zostawiłam to, pozwoliłam sobie na pójście w pojedynkę. Nie jest łatwo, ale ostatnio uświadomiłam sobie, że pozwoliłam kogoś jeszcze do siebie dopuścić - jest mi nieco lżej, jak sobie o tym pomyślę. Nie muszę nikomu niczego udowadniać. Nie muszę zawsze zgrywać silnej i nieustraszonej, bo przecież w istocie taką nie jestem. Mogę być jaka zechcę.
"...nikt tak pięknie nie mówił, że boi się miłości jak Ty."
Boję się i jednocześnie tego pragnę. Ale w tym momencie jestem na etapie, że potrzebuję czasem z kimś po prostu posiedzieć obok. Przytulić się. Poczuć, że to ktoś jest nade mną. Tak po prostu. Nie muszę od razu wszystkiego określać, nie muszę od razu iść na całość. Dawać komuś ręki, gdy w danej chwili mam ochotę podarować jedynie palec.
jeszcze raz to tylko Tobie powiem:
nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości jak Ty."
Komentarze
Prześlij komentarz