Skyfall...

 "Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli."


Minął blisko miesiąc od ostatniego wpisu. Przez ten czas działo się dużo i była we mnie spora niechęć, aby się tym wszystkim dzielić. Może to też przez to, że jednak sporo pracowałam, poznawałam nowych ludzi, zajmowałam się sprawami, które stanowiły priorytet. Chcąc to sobie jednak jakoś uporządkować uznałam, ze dziś jest dobry moment, aby to zrobić. 

Bałam się. Był we mnie ogromny strach, gdy zbliżał się 14 września, a co za tym idzie - operacja mojej rodzicielki. Samej choroby nie bałam się aż tak, jak narkozy, która mogłaby sprawić, że moja mama już by się nie wybudziła. Kiedyś moja bratowa stwierdziła, że w trakcie operacji większym problemem są choroby serca, niżeli coś, co określa się mianem "męczliwości mięśni". Ostatkiem sił powstrzymałam się, aby nie piznąć jej w ten poniemiecki łeb. Choroba mojej mamy, z którą walczy od przeszło 30 lat nieraz potrafiła wpędzić ją w ogromne problemy, dlatego bałam się, czy zabieg operacyjny przebiegnie pomyślnie. Gdy więc zadzwonił mój tata, a kilkanaście minut później - także moja mama - ciężko mi było ukryć wzruszenie. Generalnie ciężko mi było tego ostatniego dnia, nim mama poszła do szpitala. Świadomość, że mogło to być nasze ostatnie spotkanie sprawiało mi ogromny ból, tak, ze nawet teraz, gdy to piszę mam łzy w oczach. Ale wszystko się udało. Mama jest bezpiecznie w domu, koty uparcie starają się namówić ją na zgodę, aby mogły z nią spać. Ja postanowiłam przed pracą jeździć do rodziców i gotować im obiad, aby troszkę odciążyć oboje. 
Mam wrażenie, że to wydarzenie bardzo mnie jeszcze zbliżyło z moją mamą. Uświadomiło mi to też, że przez dzisiejszą wizytę u rodziców przegapiłam swoją terapię... Pod kątem terapii też nastąpił przełom, bo wreszcie się rozpłakałam. Chociaż ciężko to nazwać rozpłakaniem, bardziej pozwoleniem sobie na łzy. Zatem czeka mnie teraz stopniowe coraz większe otwieranie się na tematy, które do tej pory w mojej głowie i w sercu były dość uśpione.

Kwestie sercowe pozostały bez większych zmian. Odpuściłam. Są w moim życiu osoby, na których mi zależy, są moi przyjaciele, na których bardzo mogłam liczyć i którzy pokazali mi, jak wiele dla nich znaczę. To nie jest tak, ze nie ma nikogo, kto nie staje się dla mnie szczególnie ważny. Ale na wszystko przyjdzie i czas i pora. 
Czasem naprawdę mam wrażenie, ze dobrze wiem, kogo wypatruje moje serce...


W słuchawkach aktualnie cisza, a chwilę wcześniej Adele "Skyfall".

Dobranoc.





"Otwórz się. Wpuść do swojego serca kogoś, kto zrozumie Ciebie,
Twoje poczucie humoru, Twoją muzykę, Twoje marzenia. Nie umawiaj się 
z kimś, kto zamyka Ci oczy na cud, jakim są Twoi przyjaciele, Twoja rodzina
i Ty sam.
Znajdź kogoś, kto sprawia, że się uśmiechasz, śmiejesz się
i bujasz w obłokach przez całą drogę do domu."



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...