Niedopuszczenie...
* * *
Ilekroć rozmyślam nad życiem dociera do mnie, że wiele jego aspektów - nie zrozumiem. Albo zrozumiem, gdy ich doświadczę na własnej skórze. Przez lata nie dopuszczałam do siebie złości. Nie dałam zaistnieć rozczarowaniu i frustracji. Gziłam się z tymi emocjami, które przecież mogłam wypuścić w zaciszu swojego mieszkania. Nikt by ich przecież nie zobaczył. Mogłam tłuc talerze, a potem zbierać szkło, kupować nowe. Mogłam krzyczeć - choćby w poduszkę. Nie zrobiłam tego, jakbym nawet przed samą sobą okazała tym samym słabość. Gdy byłam na ostatniej terapii poruszyłam temat, z którym w istocie przyszłam. Ugryzłam go z innej strony i posmakował... gorzko. Gorzko, ponieważ dotarło do mnie - dzięki mojej doskonałej terapeutce - że nie pozwalam sobie na rzeczy, na które mam prawo. Moja młoda koleżanka powiedziała mi, że nie ma złych emocji. Że nienawiść, żal, smutek, złość - to nic złego. To uczucia i emocje, które mają prawo w nas istnieć. Co najwyżej złe jest, gdy kogoś z tego powodu krzywdzimy. To, że pozwolimy tym odczuciom przepłynąć przez siebie - jest zdrowe. A ja na to sobie nie pozwalam. Zamiast tego pozwalałam kolejnym osobom się ranić, przez co każda relacja czy związek był aż tak nieudany. Tłumaczyłam każde zachowanie, każdą sytuację tym, że przecież mogłam zachować się inaczej, jeszcze lepiej. Moja przyjaciółka stwierdziła, że na siłę staram się być idealną dziewczyną, co w ostatecznym rozrachunku sprawia, że swoją dobrocią zagłaskuje kota na śmierć. Gdy pierwszy raz słyszałam o tym, ze emocje mają prawo w nas być niezależnie od tego, jakie są, oraz że jestem na siłę idealna, gdy przecież mam wady - wkurzyłam się. Ale po przemyśleniu uważam, że to wszystko ma ogromną rację bytu. Poukładanie sobie tego na terapii - niezaprzeczalnie mi pomogło.
Czuję się zraniona. Czuję się zła, że pozwoliłam innym wejść sobie na głowę. Upokorzyć, zranić, zabawić się moim kosztem. Jestem zła, że osoba, którą kochałam - świadomie, bądź nie - doprowadziłaby do tragedii, gdybym się w porę nie wycofała z toksycznego trójkąta. Wszakże czyż ludzie z nienawiści i zazdrości nie robią okrutnych rzeczy? Gdy tak ostatnio analizowałam to z moją terapeutką dotarło do mnie, że mogłam teraz mieć dobrą koleżankę, a zamiast tego żywię mnóstwo niechęci do osoby, która odbiła mi kogoś, kogo kochałam.
Skąd w ogóle takie myśli? Skąd taka względna przychylność i rozważanie, że niektóre znajomości teraz wyglądałyby inaczej? Za sprawą mojej mamy, której nie dawało spokoju towarzystwo jednej kobiety na sali w czasie, gdy miała operację. Kobietą tą okazała się mama "mojego wroga". Na pytanie przyjaciółki, czy nie boję się, że córka tej kobiety zrobi krzywdę mojej mamie - odpowiedziałam po prostu: nie. Fakt, kilka lat temu, ta dziewczyna, właściwie - ta kobieta - zrobiła krzywdę mi odbierając mi drugą połówkę, ale ostatnią rzeczą, o którą mogłabym ją teraz podejrzewać, to że ona zrobiłaby coś mojej rodzicielce. Dlaczego? Jesteśmy w tym samym położeniu. Im dłużej nad tym myślę uważam, że obie jesteśmy głupie, bo w innych okolicznościach mogłybyśmy się kumplować, wychodzić razem na piwo, a zamiast tego obie kochamy tą samą osobę, oraz obie przeżywamy i martwimy się naszymi mamami, które przechodzą przez raka piersi... Życie jest pełne niespodzianek. A przeszłość - nie śpi i nie daje zapomnieć. Nie dlatego, że przeszłość tak ma, tylko dlatego, że kiedyś nie pozwoliliśmy sobie na złość i frustrację, co w efekcie ciągnie się za nami aż po dziś dzień... Wierzę jednak, że ten stan minie...
Ostatnie dni uświadomiły mi też, że życie nie jest sprawiedliwe. Wszystko za sprawą nowej znajomości, która otworzyła mi oczy na pojęcie życia samego w sobie. Nie sądziłam, że piątkowe spotkanie przeciągnie się do soboty, ale też nie przeczuwałam, że dowiem się tylu rzeczy. To sprawiło, że nie mogłam pozwolić, aby moja towarzyszka wracała w takim stanie do domu, jeszcze bardziej rozbita.. Nie wiem co we mnie samej się zmieniło na przestrzeni ostatniego pół roku, że mam tendencję przyciągać dziewczyny albo będące w separacji ze swoją partnerką, albo będące po rozstaniu, albo w żałobie... Widocznie, to jakiś nowy poziom badania siły i umiejętności dawania poczucia bezpieczeństwa...
Spokojnej nocy.
co uważało się za dane na zawsze..."
Komentarze
Prześlij komentarz