Preludium halloween...

 "Przyrodę ogarnia jesień i jesiennie robi się we mnie i wokół mnie."


"Cierpienia Młodego Wertera" było jedną z lektur, które omawialiśmy w czasach licealnych na lekcji języka polskiego. Cała epoka romantyzmu pełna była tragicznych miłości, nuty nostalgii, melancholii. Stanowiła preludium do epoki dekadentyzmu w sztuce i kulturze. Sama nie wiem, czy się z tą epoką utożsamiałam, ponieważ nie uważam, abym była niczym bohaterka romantycznej historii. Fakt, w moim życiu była odrobina tych romantycznych uniesień, tragicznych końców, małych dramatów, oraz snucia marzeń na przyszłość. Natura marzycielki mocno żyła we mnie przez te przeszło trzy dekady. Ostatnio łapię się na tym, że przestaję szukać. Dawniej miałam chęć pozaczepiania ludzi, zagadywania, wychodzenia. Teraz owszem, nie szczędzę sobie spotkań ze znajomymi, czasem wpadnie jakiś jednodniowy wyjazd, ale częściej spędzam czas z rodzicami i zwierzakami, niż poznaję nowych ludzi. Wynika to pewnie z tego, że wsiąkam w otoczenie, które jest wokół mnie. Jesień sprawia, że częściej zaszywam się w domu z kubkiem zielonej herbaty, książką, serialem na laptopie i mnóstwem przemyśleń. Czasem nawet chwycę za gitarę, aby przegrać swoje emocje i ubrać je w muzykę. 


Dziś po wypitej kawie w mojej ulubionej kawiarni z koleżanką, przyszło mi pojechać do całodobowej apteki po zapas leków i insuliny. Oczywiście tego, po co w istocie pojechałam - po igły - nie dostałam i nie poprosiłam o ich zapas. Efekt jest taki, że jutro przed popołudniową zmianą czeka mnie wizyta w osiedlowej aptece i zaopatrzenie się jeszcze w dodatkową insulinę i rzeczone igły. 

Jednakże będąc dziś w tej całodobowej musiałam przejść obok domu, w którym zamieszkuje moja była partnerka. Po przeszło takim okresie czasu to wciąż wywołuje we mnie multum emocji. Chciałam w samochodzie uderzyć dłonią w kierownicę, zezłościć się, ale jedyne o co byłam zła to o własne gapiostwo w postaci nie odebrania igieł. 


Minęło tyle lat, a mnie to dalej boli. Budzi to we mnie całe mnóstwo emocji i uczuć. Jest we mnie złość i zazdrość, że ktoś inny wygrał, a ja od tylu lat nie jestem w stanie ułożyć sobie życia. Do tego stopnia, że nawet jak poznaję kogoś, kto jest mną zainteresowany to jestem zachowawcza, zimna, nie wychodzę z żadną inicjatywą. Czasem mam wrażenie, że nie potrafię być już blisko drugiego człowieka. Tak przesiąknęłam swoją romantyczną samotnością, że chyba ciężko byłoby mi wyjść poza tą znaną mi strefą komfortu. Efekt jest taki, że coraz częściej łapię się na tym, że godzę się z tym stanem rzeczy i już nie chcę gonić. Nie chcę poznawać. Szukać. Że chyba po prostu dobrze jest mi z samą sobą. Z tym, że łóżko należy tylko do mnie, z tym, że nikomu nie muszę się tłumaczyć i nikt na mnie nie czeka poza zgrają kotów. To, że gotuję dla siebie... Jest to smutne, ale godzę się z tym, że na pewne sprawy nie mam wpływu. 

Dziś podczas rozmowy z koleżanką powiedziałam jej, że błędem między nami było to, że dwa razy spałyśmy ze sobą wtulone w siebie tak, jakbyśmy były w romantycznej relacji. To coś nie coś zaburzyło w tej znajomości do tego stopnia, że był moment, gdy mi zależało. Teraz mi nie zależy. Coś we mnie pękło, straciłam zainteresowanie. Wolę chyba swoją stanowczość i zachowawczość, niżeli pozwalać komuś być blisko. 


Kończę.
Wokół mnie - cisza. 






"- Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym jest październik!
Jakież to byłoby okropne, gdyby natychmiast po wrześniu następował listopad!"


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...