"Liczy się każdy dzień...

 ...ważne, że kochać chcę. Każde westchnienie do nieba ma sens."


Dzisiejszy wieczór jest na swój sposób sentymentalny. Przełamałam ciszę, w której przeważnie siedzę i zapodałam sobie utwory, które są dla mnie ważne przez wzgląd na przeszłość. Lata, które spędziłam przy kościele były dla mnie ważne, ukształtowały osobę, którą dziś jestem. Patrzę na to jednak głównie przez pryzmat tamtejszej muzyki, grania na djembe czy gitarze. Pamiętam akustykę, w której roznosiły się dźwięki instrumentów zmieszane z wieloma głosami. I nawet fałszywy ton brzmiał idealnie, współgrał z całością. 

W rozmowie z koleżanką, w której rozmawiałyśmy o tym, że kobieta jest jak wino doszłam do wniosku, że idąc tym tokiem (wprost powiedziała, że sama jestem jak rzeczone wino) to jestem winem, dlatego każdy zarzuca mi, że to moja wina. Przeglądając dysk przenośny w poszukiwaniu zdjęcia z djembe, standardowo poczułam cały ogrom uczuć dostrzegając osobną przestrzeń, która nie jest z mojego dawnego komputera. Uznałam jednak, ze skupię się na swoim celu i przy okazji przerzuciłam sobie na laptopa "Grę o Tron", aby później nie musieć się bawić. Czasem się zastanawiam, czy sobie nie przekopiować wszystkich seriali, ale mając dostęp do Netflixa to byłoby tylko zbytecznym zapychaniem twardego dysku. 


Siedząc zatem na FB i rozmawiając na messengerze, tak usilnie się skupiłam na tym, co tam sobie w zakładkach działam, że przeglądarka się zbuntowała i sama wyłączyła od razu pokazując to, przed czym się wzbraniałam. Folder mimowolnie wcześniej otworzony przyniósł ze sobą zdjęcia, które zawsze wywołują we mnie dysonans. 
Przez głowę przebiegła mi cała sterta wspomnień, których nie chciałam, bo zaczęłam myśleć po raz kolejny, że sama jestem sobie winna. Tyle czasu jej starań, oczekiwań, prób, aby gasić to dystansem, uporem, dumą i zranionym sercem. Efekt jest taki, że teraz kolejny rok już się z tym męczę. 


Także, no... Święta, święta. Nadchodzą. W pracy coraz więcej klientów, roszczeniowych maruderów, którzy wyszli z piwnicy, aby domagać się szczególnego traktowania. Mam nadzieje, że ten czas jakoś spokojnie przeminie. 
W poniedziałek czeka mnie pojechanie po ozdoby choinkowe i lampki, które spoczywając od wyprowadzki - na wsi. 


Póki co - kończę.
Jutro jednodniowy wyjazd do przyjaciółki, aby pomóc jej zacząć pakować rzeczy, sprzątać i pomóc przewozić to wszystko docelowo do jej rodziców. 

W niedzielę - praca.


Dobranoc. 





"Coraz bliżej święta..."


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...