Świąteczne lampki...

 "W ciężkiej chorobie tkwi dobro.
Kiedy ciało słabnie, silnej czuje się duszę". 


Nie wiem, czy to dobry moment na pisanie tego wpisu. Wydaje mi się, że jakiś czas temu otarłam się o ten temat albo... nie. Nawet nie wiem czy tutaj o tym pisałam. Na pewno mówiłam o tym mojej terapeutce jakieś dwa, może trzy miesiące temu. Dziś siedząc na kasie i obsługując pana, który kupował pieczywo w sporej ilości usłyszałam słowa, które zapaliły mi w głowie czerwoną lampkę. Powiedział nagle, ni z tego, ni z owego, że powinnam przebadać sobie nerki. Na moje pytanie dlaczego, odpowiedział, że po prostu powinnam to zrobić. Powiedziałam mu o swojej cukrzycy (zresztą mam opaskę na ręce, nie jest to zatem żadną tajemnicą), to odpowiedział, że to mu wiele wyjaśniło i że po mnie to widać. 

Jakiś czas temu na terapii wspomniałam o przeczuciu, które mam względem swojego zdrowia. Obserwuję swój organizm od jakiegoś czasu i dostaję od niego dziwne sygnały, że coś jest nie tak. Mam podkrążone oczy, suchą skórę, generalnie sporo robię i nie zwalniam tempa, ale mam wrażenie, że nie mam zwyczajnie tyle siły, co dawniej. Kwestia przytoczonych wyżej nerek jest dla mnie o tyle niepokojąca, ponieważ choroby nerek, obok oczu, połączeń nerwowych odpowiedzialnych za czucie, trudno gojących się ran - są jednym z najczęstszych powikłań cukrzycowych. Choruję dopiero 6 lat, ale możliwe, że coś przez ten czas robiłam nie tak, jak trzeba. Wyniki ostatnio miałam dobre, ale na taką poprawę wpływają też spadki cukru, które nie są niczym dobrym. W styczniu mam wizytę, toteż porozmawiam z moją lekarką o ewentualnym skierowaniu. Olałam już tyle spraw, że serio nie wiem co powinnam zrobić. Z autem zwlekałam długo, aż w grudniu dwukrotnie musiałam go wstawić do mechanika i ta przyjemność pochłonęła ponad 2500 zł. Neurologa olałam dawno temu i to też nie pozostaje we mnie bez echa. Muszę stanąć na komisję do spraw orzekania o niepełnosprawności, a po próbach kwietniowych - raz jeszcze położyłam sobie na to laskę. 


* * * 


Także tyle mniej fajnych akcentów. W trakcie rozmowy telefonicznej z moją mamą, mama powiedziała mi, że jej siostrzenicy przyszły wreszcie wyniki badań genetycznych. Moja kuzynka zrobiła je po tym, jak jej mama zmarła na raka, a dwie jej ciotki również przechorowały tą chorobę. Na szczęście badanie nie wykazało komórek rakowych, więc to przed świętami świetna wiadomość. 

Auto sprawuje się dobrze, aczkolwiek jutro czeka mnie podjechanie na stację, aby wyregulować sobie ciśnienie w kołach. 

Pojutrze - Wigilia, prezenty kupione. Rodzice kolejno dostaną: zegarek, perfumy, krem; natomiast bratanek dostanie puzzle i słodycze, chociaż nie planowałam dla niego żadnych prezentów w tym roku. Po pracy w wigilię jadę robić krokiety, pomóc mamie ze wszystkim i wypić kawę. A później oczywiście wigilijna kolacja. 


Mieszkanie świątecznie przystrojone, chociaż to pierwszy rok od blisko 7 lat, gdy zrezygnowałam z choinki, która nie przetrwałaby z kotami. W Boże Narodzenie wpadają znajomi, także ci dawno nie widziani. Plany Sylwestrowe wciąż się krystalizują, ale nie wiem czy poziom mojego zmęczenia po pracy nie każe mi spędzić tego wieczora w pojedynkę. W tygodniu między świętami, a Sylwestrem czeka mnie jeszcze sprzątanie mieszkania przyjaciółki, zanim ta opuści swoje gniazdko na poczet zamieszkania z rodzicami. 


Tyle się dzieje... Jestem jednak dobrej myśli. Przed nami święta, potem Nowy Rok z - mam nadzieję - dobrymi wiadomościami. Ten rok dał się mocno we znaki - zarówno pod kątem relacji i znajomości, pod kątem zmiany pracy, problemów z autem, ilości pogrzebów w rodzinie, zmiany mieszkania, które przecież było mi domem, ale też zmiany, jaka we mnie samej zaszła. Liczę, że teraz będzie po prostu dobrze, lepiej, inaczej. 


Kończę.
Życzę wszystkim Wesołych świąt. 







"Nikt nie może się bać swej miłości,
bo kiedy poczuje ją
Każdy z nas 
Taką samą miłość w sercu ma" 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...