"Dziś późno pójdę spać...

 ...gdy wszyscy będą w łóżkach. [...]
I nie wiem o czym myśleć mam, żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać."



Doświadczam ostatnio takich momentów, jak wówczas, gdy chodziłam na terapię. Siadałam przed panią psycholog mając totalną pustkę w głowie i dopiero mówienie bez składu popychało mnie w kierunku jakiegoś tematu, który w tej gonitwie myśli umknął mi i się zawieruszył. Gdy uruchamiam edytor na blogu też nigdy nie wiem od czego zacząć. 


Ostatni rok przyniósł tak wiele wydarzeń, że teraz, gdy wracam myślami wstecz mam takie poczucie, jakby tego poprzedniego roku po prostu nie było. Przedziwne uczucie. Dopiero będąc na cmentarzu i widząc groby bliskich osób z mojej rodziny mam przebłyski. Poznałam taką ilość ludzi, że czasem zapominam o tym, kiedy to w ogóle miało miejsce. Wiem, że jest to związane z przebodźcowaniem i dostarczeniem dużej ilości uczuć, którym i tak nie dałam zaistnieć, bo przecież - tak łatwiej. Bo przecież nie miałam do nich prawa. I potem sama się zastanawiam, jak do tego doszło, że nikogo do siebie nie jestem w stanie dopuścić. Że mając osobę sobą zainteresowaną po prostu załącza mi się przesadna ostrożność i mnóstwo czerwonych lampek. 
A może po prostu przesiąknęłam singielstwem. Mijają właśnie dwa lata odkąd poznałam swoją poprzednią partnerkę. Spędziłyśmy razem blisko rok, a ja mam wrażenie, jakby tego roku również nie było. I jedynie wspomnienia podróży Szlakiem Orlich Gniazd pozwalają mi znajdywać jakiś punkt odniesienia. 


Reasumując - ostatnie dwa lata jakby nie miały miejsca, a przecież były to dwa lata okraszone taką ilością uczuć, emocji i wydarzeń, że to wręcz kwestia do przepracowania, zastanowienia się i wyciągnięcia wniosków. I to wszystko z pandemią w tle, która trwa po dziś dzień. Odkąd wróciłam dziś do domu cały czas pociągam nosem - doprawdy nie wiem dlaczego, skoro na dworze nie spędziłam dłużej niż kilka chwil. Ale to tak zostając w klimacie przytoczonej pandemii. Oby tylko nie miało to echa na przyszłość, bo z takimi brakami kadrowymi w mojej pracy nie mogę sobie pozwolić na pójście na zwolnienie. Wszyscy biorą sobie jakieś urlopy, aby odpocząć po świątecznym grudniu i pracy ponad stan, a ja nie mam pomysłu co do terminu. Rozważam ponadto przyjęcie propozycji, aby zacząć pracować z nadgodzinami i móc prowadzić zmianę. Ale z moim szczęściem dam palec i pożrą mnie całą. Tak jak w poprzedniej pracy. Zgodzić się mogłam raz, a ostatecznie po trzecim razie i moim buncie - zakończono ze mną współpracę. 
Także zachowawczo - muszę podejść do tego na spokojnie i przemyśleć temat.


* * * 


Moje najmłodsze kocie przeżywa swoją pierwszą ruję i serce mi się ściska widząc, jak się biedna męczy. Musimy jednak to jakoś przetrwać i przy najbliższej sposobności muszę ją umówić na sterylizację. 
Nie chcę myśleć o tym roku jako o kolejnych wyzwaniach, ale obiektywnie jak na niego spoglądam to coś czuję, że muszę dobrze pokombinować, aby nie było takich dramatów jak w ubiegłym roku. 
Pierwszy cel tego roku: odczarowywać daty. Czas, start. 


W słuchawkach: LemON - Będę z tobą. 

Dobranoc. 






"Chciałbym podążać za tym co czuję, 
nie poznam prawdy, gdy nie spróbuję, 
gdy nie będę sobą..."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...