Styczniowo...
ale do wiosny było dość daleko,
Za nami pierwszy tydzień stycznia. Mam wrażenie, że ten rok przyniesie dużo dobrego, tak po prostu. Jest we mnie takie ciepło jak myślę o tych wewnętrznych odczuciach i wrażeniach. Może to za sprawą przyjaźni, może miłość otworzy swoje podwoje i pozwoli wejrzeć do środka. Może spełnią się marzenia, które do tej pory tkwiły gdzieś na serca dnie. Takie myśli jeszcze mocniej ubogaca mi obecnie smooth jazz, który jest tak magiczną muzyką, że nie sposób poznać jej pełnej głębi nawet słuchając jej godzinami.
Ostatnie dni obfitowały w rozmowy, w przemyślenia, w seanse filmowe i morze wypitej kawy. Te rozmowy głównie później skłaniały mnie do pochylenia się raz jeszcze nad przeszłością. Tęsknoty zdążył ponownie przykryć śnieg i mróz, potem znów się to roztopiło i raz jeszcze rozwiał je wiatr. We mnie jest taki wewnętrzny dystans do stawiania czoła problemom. Pamiętam, jak dużo kosztowało mnie pojechanie do mojego poprzedniego miejsca pracy. Nie wiem, czy to z lęku ujrzenia osoby, której tak uparcie unikałam. Później nawet świadomość, że jej już tam nie ma niczego nie zmieniała. Za sprawą jednej osoby się przełamałam, pod głupim pretekstem kupienia jakiejś bzdury dostępnej w mnóstwie innych sklepów. Czułam swoiste napięcie, gdy przekroczyłam próg miejsca, które w istocie kochałam. Nie byłam w stanie przełamać się do tego, aby przyjąć propozycję mojej towarzyszki i się do niej przytulić gdzieś między alejkami. Jej zdziwienie, gdy pierwszy raz tak twardo powiedziałam "nie". Ale jak mogłam zrobić taki krok, gdy byłam w miejscu, które "należało" do mojej przeszłości, gdzie byli pracownicy, którzy w dalszym ciągu mnie kojarzyli?
I tak mam ze wszystkim. Ilekroć odwiedzam jakieś miejsca, które dzieliłam z drugą osobą - budzą się tamte emocje, uczucia, tęsknoty, bóle, dobre wspomnienia. Dwa lata temu przełamałam wreszcie jedną datę. Uczyniłam z dnia mojego końca - nowy początek. Jak się później okazało - ten początek nie był dla mnie ostatecznie czymś dobrym, ale cieszę się, że i tak odczarowałam złe wspomnienie. Zastanawiam się, bo pokrewną mu datę też odczarowałam, tylko nie pamiętam jakim wydarzeniem. Także tak... gdy daty ryją mi się w głowie, chciałabym móc je odczarować, nadać im nowy wydźwięk, najlepiej neutralnie pozytywny.
Z czasem będę musiała się przemóc do jeszcze jednego kroku. Przestać unikać miejsc, które są powszechnie dostępne, a które odrzuciłam z różnych pobudek. Chciałabym, aby ktoś respektował tak moje przestrzenie, jak ja respektowałam czyjeś. Dostać zrozumienie, jak ja staram się zrozumieć kogoś. W myśl zasady: ile zasiejemy tyle zbierzemy. Ile damy od siebie, tyle świat da nam w zamian. Tak po prostu.
Przede mną dwa pracujące dni popołudniowej zmiany. Muszę zrobić sobie ze dwa-trzy dni takie tylko dla siebie, aby przechodzić je w ciepłych skarpetkach, bluzie i w dresach, z dużym kubkiem herbaty, nastrojową muzyką i ucinaniem sobie drzemki, gdy tylko najdzie mnie chęć.
Wstępnie klaruje się też wyjazd na ostatni weekend stycznia i czuję z jednej strony nutę podekscytowania, a z drugiej strony... nie czuję nic. Dawniej zapalały mi się czerwone lampki, które mogły być w jakimś stopniu nielogiczne. Teraz po prostu mam przeświadczenie, że to nie będzie tak proste, jak mogłam pierwotnie zakładać. Czas pokaże.
Spokojnego dnia.
Jeśli nie można kłamać
Będę więc musiała ukłonić się
I powiedzieć 'Do widzenia' "
Komentarze
Prześlij komentarz