* * *
Pierwszy tydzień wiosny przyniósł ze sobą piękną pogodę, sporo słońca, odrobinę wiatru i pierwsze letnie deszcze. Wraz z wiosną przywędrowało też zmęczenie i senność, która połączona jest z przesileniem i zmianą czasu na letni. Faktycznie, dzień jest niby godzinę dłuższy, ale co z tego skoro bardzo duża liczba osób uskarża się na zmęczenie nie mające nic wspólnego z małą ilością snu.
Na początku tygodnia wróciłam z weekendowego wojażowania ze swoją dziewczyną. Cieszy mnie jej inicjatywa do podróżowania po okolicy, co odczuwam jako pewien rodzaj satysfakcji, ponieważ daję jej poczucie bezpieczeństwa. Często mamy coś takiego, co zresztą już od jakiegoś czasu obserwuję, że ledwo jedna o czymś pomyśli, to druga wyraża to na głos. Poznajemy się coraz bardziej, przywiązujemy się do siebie, uczymy wzajemnych przyzwyczajeń i chociaż we mnie często goszczą różne uczucia ocierające się nawet o zwątpienie, to przychodzi moment, gdy ów zwątpienie znika i pojawia się spokój, którego tak potrzebuję.
Podczas wczorajszej rozmowy pozwoliłam sobie na pewną nutę narzekania i takiego opuszczenia sił. Cały czas wymyślam sobie nowe zajęcia, staram się z wolnego dnia wycisnąć jak najwięcej - jak gdyby od tego zależało, że nie zawiodę całego otoczenia wokół siebie. Wczoraj byłam też u mojej mamy, której postawa generalnie mnie dobija do ziemi. Nie wiem jak bardzo bym się starała - tego i tak będzie za mało. Jakże to możliwe, że nie przyjechałam do niej umyć okien? Na moje wytłumaczenie, że generalnie nie mam nawet czasu obejrzeć filmu czy poleżeć na kanapie i poczytać książki wiecznie słyszę pytanie: "A czym to jesteś taka zajęta?". No własnie, czym. Sprzątaniem, gotowaniem, wciskaniem tysiąca spotkań z ludźmi, ogarnianiem spraw na mieście, nadrabianiem rozmów z ludźmi na komunikatorach, bo i tak niektórzy czują się zaniedbywani.
Odkąd wydałam swojego najmłodszego kota odpadło mi wieczne sprzątanie każdego dnia syfu, który robiła. Z kolei pozostała dwójka obudziła się z tego ośmiomiesięcznego uśpienia domagając się mojej uwagi jeszcze bardziej.
Wracając do wczorajszego spotkania z moją mamą to powiedziała słowa, które - jak wspomniałam wyżej - mnie dobiły. Rozmowa zeszła nam wpierw na to, jak zareagowali rodzice mojej dziewczyny na wiadomość o jej orientacji. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że zareagowali bardzo spokojnie, wręcz byli zadowoleni, że sobie kogoś znalazła i że jest szczęśliwa. Moja mama prychnęła wyraźnie twierdząc, że to bzdura, bowiem jak może kogoś cieszyć wiadomość, że jego dziecko jest homoseksualne. I wisienka na torcie: w ostatnim czasie lesbijki i geje się wręcz - wg mojej mamy - wylęgły. Zapytałam się więc, czy uważa, że ja się także wylęgłam, skoro też jestem, no to coś starała się z tego wycofać, ale jak to mówią - kości zostały rzucone, a słowa wypowiedziane.
Gdy coś nie coś opowiadałam o tym, co wraz z moją drugą połówką zwiedziłyśmy w ciągu weekendu to mama od razu z przekąsem: "No to jak ona ma nerwicę, skoro jeździ tu i tam, a do ciebie przyjechać nie może?". Nic nie dały tłumaczenia, że ona sama nigdzie by nie pojechała, że nie zdecydowałaby się na to nawet z kimś z rodziny czy ze swoją najlepszą przyjaciółką. Ona jeździ, bo ja jestem obok niej, mówię jak ma jechać, kiedy ma zwolnić, kiedy powinna skręcić. Dla mojej mamy to jest wieczne: "no myślałby kto".
Od wczoraj mam taki w sobie wewnętrzny smutek, bo z jednej strony ta sytuacja z mamą, z drugiej to, że moja najlepsza przyjaciółka ma problemy i nie bardzo wiem, jak jej pomóc, do tego jeszcze to, że ona się boi mojego ewentualnego zatracenia w związku. Poza tym muszę mocno zacisnąć pasa finansowo i to też mnie dobija, bo nie bardzo wiem jak to ugryźć. Przez to, że marzec przyniósł mi 700 zł dodatkowego wydatku teraz muszę bardzo mocno się postarać, aby dotrwać do wypłaty. Przez naleciałości z przeszłości wiem, że nie mogę przyjąć pomocy od mojej dziewczyny, bo by mnie to tylko jeszcze bardziej dobiło.
Także taki miły akcent, ot chwilowy dołek.
Póki co - kończę, bo zaraz i tak muszę spadać do pracy.
W słuchawkach: "Jony - Love your voice".
Miłego dnia.
"Twój najdelikatniejszy głos mnie uratuje."
Komentarze
Prześlij komentarz