Rok bez lata...

 * * * 


Minęło sporo czasu, bo przeszło miesiąc, od ostatniego wpisu. Przez ten czas działo się bardzo dużo, brakowało mi więc zarówno czasu, jak i energii na napisanie tutaj kilku słów. Teraz, pijąc poranną kawę przed pracą uznałam, że to dobry moment, aby coś nie coś podsumować, powspominać i zatrzymać się nad różnymi przemyśleniami. 



Stwierdzam, że coraz więcej we mnie zachodzi zmian. Dawniej byłam bardziej bezkrytyczna, bardziej skora do przyjęcia czegoś ot tak, bez doszukiwania się drugiego dna. Aktualnie natomiast wiele rzeczy mnie po prostu irytuje. Nie zawsze umiem trzymać nerwy na wodzy. W pracy drażnią mnie klienci, zwłaszcza przy okazji weekendów, gdy pojawia się wielu takich, którzy w ciągu tygodnia chyba chowa się pod kamieniem albo w swojej pieczarze. Zastanawiam się, jaki sens ma krążenie do sklepu po jedno piwo, skoro można od razu kupić kilka i nie musieć chodzić tam i z powrotem. Ludzie zatem nie przestaną mnie zadziwiać. I nie wiem w sumie co mnie bardziej dziwi: chodzenie po jedno piwo, czy chodzenie po dwie kajzerki trzy, do czterech razy w ciągu 2 godzin. 


Atmosfera także między pracownikami przechodzi różne turbulencje. Raz jest lepiej, gdy wspólnie się śmiejemy, narzekamy na swój los w tym wątpliwym przybytku dobrodziejstwa, a innym razem dopatrujemy się wzajemnych potknięć, donosimy na siebie, szarpiemy sobie nerwy półsłówkami. Pracy także nam nie ubywa, jakby pracodawca nie znosił "odpoczynku" i pewnego rodzaju "stabilizacji w obowiązkach". Nieraz też nachodzi mnie chęć na zmianę pracy pomimo, że lubię to miejsce, lubię tą pracę niezależnie od tego, że nie jest zgodna z moim wykształceniem i w ocenie mojej mamie wręcz jest nieco uwłaczająca. Nie nazwałabym tego raczej brakiem ambicji. Bardziej chyba cenię kontakt z człowiekiem, chociaż brakuje mi niegdysiejszej pracy na nocki w charakterze merchandisera. Dokładanie towaru i dopieszczanie ekspozycji było na swój sposób relaksujące nawet, jeśli wymagało ode mnie wysiłku fizycznego. Tutaj każde napięcie i presja czasu jeszcze szybciej mobilizują mój cukier do spadku, co jest skrajnie irytujące. Ale tyle jeśli o pracę chodzi. 


Kilka dni temu miałyśmy okazję w większym gronie przespacerować się przez miasto pod kolorową flagą. Grała dobra muzyka - bardzo w moim klimacie - było mnóstwo osób, nad całością pieczę sprawowała policja i lokalne stowarzyszenie branżowe. Oceniam to jako wydarzenie bardzo na plus i bardzo potrzebne, choć komentarze pod wieloma postami później nie należały do pozytywnych. Ludzie dociekają po co w ogóle wychodzimy na ulicę, skoro w ich ocenie nie mamy o co walczyć. Zatem jeśli nie mamy o co walczyć wg ich osądu, to tym bardziej należy wychodzić, edukować, zwracać uwagę na nasze problemy i umniejszanie naszego człowieczeństwa. Ilość osób, która przez homofobię i transfobię popełniła samobójstwo z roku na rok się zwiększa. Ale ludzi to w dalszym ciągu nie przekonuje. Czekam na słowa, że i tak przecież mamy przeludnienie na naszej pięknej planecie, jak to dało się słyszeć zewsząd, gdy w Chinach rozpoczęła się pandemia Covid-19. Ludzie uważali, że skoro tam zaczęło dziesiątkować miejscową ludność, to tym bardziej dobrze, bo przecież Chiny mają ogromną gęstość zaludnienia. Retoryka się zmieniła, gdy wirus opuścił granice najbardziej bogatego w czynnik ludzki kraju, aby dziesiątkować Europę, Stany Zjednoczone i pozostałe kontynenty. Choć, gdy teraz na to wszystko patrzę, mam wrażenie, że ówczesne statystyki na wielu maruderach nie zrobiły wrażenia i wciąż - po dziś dzień - da się słyszeć, że żadnego wirusa nigdy nie było. Nieważne, że stoimy właśnie w preludium kolejnej fali, która ponownie zmieni oblicze naszego otoczenia. 


W związku też są raz lepsze, raz gorsze momenty. Czasem mam wrażenie, że miłość wypełnia mnie po koniuszki palców. Jestem pełna czułości, zachwytu nad moją wybranką. Innym razem z kolei jestem poirytowana i zła, dopatrując się kolejnych punktów na liście: "To się nie uda". Ostatnio w rozmowie z przyjaciółką uświadomiłam sobie, dlaczego w ogóle mam takie myśli. Oczekiwania to coś, co sprawia, że nasze wyobrażenie niekoniecznie pokrywa się z rzeczywistością. Im mniej oczekujemy i im mniej czekamy na jakiś gest, tym dajemy się z czasem pozytywnie zaskoczyć albo unikamy bolesnego rozczarowania. Powinnam się tego nauczyć, ale wciąż i wciąż mam nadzieję, że jednak nie ma nic złego w tym, że mamy pewne przemyślenie na temat danej sytuacji. W naszej paczce prześmiewczo reagujemy na słowa "Nie pomyślałem", ponieważ nasz kolega wielokrotnie używał tego sformułowania, gdy mieliśmy nadzieję, że coś zrobi - z racji oczywistości tego kroku - a jednak on nawet o tym nie pomyślał. No i zarówno moja połówka, jak i połówka mojej przyjaciółki mają dokładnie tak samo. O ile dla nas obu naturalnym jest myślenie i dbanie o potrzeby czy przyjemności naszych partnerek, tak nie zawsze one są w stanie się tym odwdzięczyć, bo zwyczajnie o tym nie myślą. Ostatecznie wywołuje to we mnie skrajną frustrację i irytację. Muszę zatem wyzbyć się oczekiwań, aby może życie mnie mile zaskoczyło. Byłoby mi łatwiej, niezaprzeczalnie, gdybym tyle nie rozmyślała i tak wysoko samej sobie nie stawiała poprzeczki. 


W planach czekają nas różne wyjazdy, głównie jednodniowe. We wrześniu wybieramy się na czterodniowy urlop we czwórkę i w planach mamy obszar Pienin, jak też pobliskie tereny słowackie, gdzie chcemy wejść do kompleksu jaskiń, zerknąć na jezioro, z którego widać słowackie Tatry, jak również pojeździć po południowej Polsce. Poza tym Planetarium w Chorzowie, Ostrava w Czechach i tamtejsze ZOO, może dalej zwiedzanie jury krakowsko-częstochowskiej w szlaku Orlich Gniazd, bo zostało mi na mapce jeszcze kilka budowli... A to wszystko przeplatane pracą, obowiązkami, zajmowaniem się kotami, spotkaniami w moim mieście i spędzaniem czasu z moimi rodzicami. Mam nadzieję, że wyzbędę się tej irytacji, która wyostrza się w połowie cyklu miesiączkowego, gdy trwa oczekiwanie na kolejne bolesne dni... 


Póki co - kończę. Kawa mi się kończy. Za oknem wiatr targa drzewami. A ja marznę. Ostatnio wiecznie jest mi zimno, niezależnie od wszystkiego. Na dniach ma się ocieplić, więc liczę na poprawę nastroju. 

Miłego dnia!






"Życie bez miłości jest jak rok bez lata."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...