Wilk z lasu...

 * * * 


Ostatnio znów mam w sobie wielką potrzebę pisania i układania myśli w jakiś znany sobie porządek. Nie wiem z czego to się bierze, ale czuję się ostatnio pogubiona. Z jednej strony jestem szczęśliwa, z drugiej wciąż czegoś mi brakuje. W pracy czuję się poirytowana i mam wręcz wrażenie, że jestem tam momentami za karę, a z drugiej strony przychodzi moment, gdy śmieszkuję z klientami proponując im ukradkiem, aby przygarnęli do domu kilka sympatycznych komarów ze specjalnie wyselekcjonowanej serii spod loga mojego sklepu. Generalnie jednak żaden z klientów nie chce zabrać naszych komarów ze sobą tłumacząc, że mają w domu własną kompanię i nie pomagają słowa, że te nasze szybko asymilują się z domownikami. I że lubią się przytulać. Żarty z komarów mnie jednak rozluźniają i pomagają negatywnym emocjom opaść. 


Gdy dwa dni temu spotkałam się z koleżanką, której nie widziałam od blisko roku nie sądziłam, że zaowocuje to nocnym nawrotem jednego snu. W ostatnim czasie miałam bardzo wiele wątpliwości. Targały mną rozterki, nie mogłam znaleźć sobie miejsca, czułam się przez to tak strasznie niekompletna i, jak to wspomniałam na początku, bardzo pogubiona.
Odkąd pewien etap mojego życia dobiegł końca, nie widziałam w śnie jej w takim wydaniu: takiej na swój sposób próbującej zburzyć moje mury, próbującej być blisko i szukającej kontaktu fizycznego. Czułam się, gdy tak teraz o tym myślę, jak na początku naszej drogi po rozstaniu. W moim życiu zagościł wtedy ktoś inny, jej życie wzbogaciła inna osoba, z którą się związała, a jednak w kontakcie ze sobą byłyśmy zrozpaczone i stęsknione za sobą.
Tak samo wtedy, tak samo we śnie broniłam się przed tą bliskością tłumacząc, że w moim życiu jest ktoś inny i że nie chciałabym zdradzić zaufania i uczuć tej osoby. Pierwszy raz "nie traciłam jej", a wręcz dostawałam "na tacy", przez co obudziłam się jeszcze bardziej zamyślona. 


Życie pokazało mi, że czasem lojalność nie ma znaczenia i powinno się chwytać przysłowiowego byka za roki. Gdy wtedy chciałam być fair wobec osoby, z którą zaczynałam tworzyć nową relację, okazało się to bezsensowną stratą czasu i dumę winnam była schować do kieszeni. Nie zrobiłam tego, co zaowocowało w lata pełne trudnych wyborów, jeszcze bardziej pokiereszowanych relacji i emocji.
 

Mam nadzieję, że mój obecny związek - choć czasem jest dla mnie trudny i pełen rozterek - nigdy nie wywoła we mnie myśli, że był stratą czasu, nie był wart starania, miłości i zaangażowania. Uwielbiam te subtelne momenty, gdy moja Ukochana zaznacza teren i daje mi do zrozumienia, że załącza jej się terytorializm. Chciałabym móc mówić jej o wszystkich swoich rozterkach, ale z drugiej strony nie chcę wywoływać przysłowiowego wilka z lasu, coby jej niepotrzebnie niepokoić. Mam nadzieję, że ów sen się więcej nie powtórzy, a temat zniknie na kolejne lata, jak nie powracał praktycznie wcale przez ostatnie cztery lata. 


Póki co - kończę.
Wokół mnie - cisza. 
Dobranoc. 





"Dostaliśmy w posiadanie noc, by być ludźmi,
którymi nie jesteśmy za dnia."


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Człowiek człowiekowi człowiekiem...

Przeddzień Halloween...

Frustracja i smutek...