~*~
Dzisiejsza noc przyniosła sen o przeszłości. Standardowo był dla mnie dość bolesny, bo oglądanie w nim osoby, która kiedyś była istotną częścią życia zawsze zostawia jakąś zadrę. Ujrzeć, poczuć, stracić, ponownie walczyć i ponownie czuć się drugą opcją. Nie wiem dlaczego po przeszło 6 latach muszę przez to przechodzić. Na co dzień staram się nie rozniecać takich myśli w głowie, bo nie przynoszą one niczego dobrego tym bardziej, gdy los nie splata naszych ścieżek, nawet mieszkając w tym samym mieście.
Gdy po raz kolejny się obudziłam - dzisiejszej nocy dokuczał mi wysoki cukier i zastanawiam się, czy insulina nocna cokolwiek dała, czy w ogóle ją sobie podałam... - i spoglądałam na obecną partnerkę śpiącą obok, rodziła się we mnie cała symfonia uczuć. Obudziła mnie wychodząc do pracy i przytuliłam ją mocno nie umiejąc się od tego powstrzymać. Fakt. Kocham ją. Chociaż jest to też związek czasem wyprowadzający mnie bardzo z równowagi. Kocham ją jednak szczerze i nie wyobrażam sobie jej stracić, zdradzić, zranić.
Nieraz miałam tak, że gdy bardzo mocno wchodził na mnie strach przed czymś (choroba, utrata pracy, niemożność poradzenia sobie z problemami finansowymi) pomagało mi myślenie o śmierci. Opcja samobójstwa pozwalała mi odzyskać kontrolę nad życiem. Wybór i odzyskana kontrola sprawiała, że wszystko wracało na właściwe tory.
Tak samo mam, gdy coś zaczyna mnie dobijać w związku. Opcja zdrady pozwala mi odzyskać kontrolę nad życiem i związkiem. Wybór. Cholernie pojebany, ale jednak wybór sprawia, że wszystko wraca na dobry tor.
Nie wiem czy inni też tak mają, ale takie destrukcyjne możliwości działają na mnie troszkę jako takie potrząśnięcie. Przecież nie od dziś wiadomo, że nic w życiu nie mamy dane na zawsze. Ale te możliwości sprawiają, że nie wszystko musi być składową przypadku, tylko naszą własną decyzją. Wielu zastanawia się, czy ludzie targający się na własne życie albo idący w okowy zdrady kierują się jakąkolwiek namiastką zdrowego rozsądku. Psychologowie nieraz podkreślali, że czasem pewne fragmenty mózgu wyłączają się i dlatego niektórzy podejmują krok destrukcyjny. Nie byłabym tego taka pewna, ale też nie uważam, że takie krotki to pewne wołanie o pomoc. Idąc tym krokiem to tak, jakby osoba popełniająca któryś z powyższych występków liczyła na to, że w ostatniej chwili ktoś je uratuje, powie "nie".
Generalnie nie o tym chciałam napisać. Chciałam po prostu przelać na jakąś płaszczyznę swoje rozgoryczenie po tym śnie. W tle widziałam przecież jej obecną partnerkę. A jednak czułam to wszystko głęboko, ilekroć przepływała między nami nić porozumienia, gdy nasze spojrzenia się splatały. Czy żałuję, że po rozstaniu tyle czasu zwlekałam? Nie mogę powiedzieć wprost, że "tak", bo byłoby to krzywdzące dla obecnego stanu rzeczy. Ale zastanawiam się, czy gdybyśmy wcześniej dały sobie szanse, byłoby... lepiej?
Nie, raczej nie, bo potrzebowałam tylu trzęsień ziemi, tylu opcji i możliwości, aby zrozumieć co wówczas zrobiłam nie tak. No nic, nie mam się nad czym zastanawiać. Nie zaprzątałoby to moich myśli gdyby nie ta noc. Dziękuję Bogu, że nasze drogi się nie przeplatają i że każda idzie swoją ścieżką.
Kończę.
W słuchawkach płyta Depeche Mode "Violator".
Pozdrawiam.
"Enjoy the silence"
Komentarze
Prześlij komentarz