Is it love...
~*~
Powiedziałabym, że nie mam czasu, ponieważ jestem bardzo zapracowana. Ale prawda jest taka, że ostatnie miesiące przeleciały tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam. Fakt, pracy było dużo, bo kilka moich koleżanek uciekło na sławetne L4, a ja pomimo przeziębienia cały czas pracowałam na pełnych obrotach. Generalnie dostaję ostatnio sugestie tego, że jestem dobrym pracownikiem i ogarniam to wszystko, czego nie robią moi współpracownicy na tym samym stanowisku. Mnie samą to wkurza, bo płacą mi najmniej z racji skróconego czasu pracy, a jednak - niezależnie czy to weekend czy dzień na tygodniu - ogarniam wszystkie sprawy wokoło kasy. Jest to satysfakcjonujące, że wracam do domu i mam takie poczucie dobrze wykonanego zadania. Ale też i złość, że inni się uskarżają na to, jak duży panuje u nas ruch.
Do tego jestem zła, ponieważ odpadła mi z pracy koleżanka, która będąc na okresie próbnym poważnie się rozchorowała. Nie przedłużyli jej umowy tłumacząc, że na okresie próbnym nie chodzi się na L4. Straciliśmy naprawdę dobrego człowieka, który potrafił pracować na każdym stanowisku, pojechać w delegacje i do tego był dobrym pracownikiem. Mam świadomość, że w innych okolicznościach wiele spraw wyglądałaby inaczej. Ale nie, są u nas ludzie lepsi i gorsi.
Tyle w kwestii żalenia się na obowiązki służbowe.
W domu z kolei codzienność jest przyjemna i monotonna. Daje poczucie bezpieczeństwa i pewnego rodzaju stabilizacji. Pomimo, że czasami chciałabym jakichś fajerwerków łapię się na tym, że coś się we mnie zmieniło i pewne braki przestają mi przeszkadzać. Niby pasja jest ważna, namiętność również, ale przestaje mi tego brakować. Gdzieś głęboko zastanawiam się, czy mogłabym jeszcze tego wszystkiego zaznać i czy chciałabym. I chociaż czasem odpowiadam sobie "tak, kurwa, tak!" to w istocie nie ma to już dla mnie żadnego znaczenia. Jakby pogodziłam się z takim stanem faktycznym i machnęłam na to ręką. Przed nami weekendowy wyjazd do stolicy, aby nieco pospacerować tymi kochanymi przeze mnie miejscami. Boję się tylko tego ogromu wspomnień, którymi poznaczone są tamtejsze uliczki. Ale moja walka z przeszłością polega w dużej mierze na tym, że nadaje nowe znaczenie datom i miejscom. Spędzam czas z innymi ludźmi, odmieniam to, co kiedyś było zupełnie inne. Jest to ożywcze. I bardzo chciałabym tak właśnie odmienić stolicę. W planach Pałac Kultury, Starówka, park wilanowski, muzeum Ewolucji, ale ponad wszystko - odpoczynek od tego natłoku zajęć i przebodźcowania w pracy. Stanowi to dla nas też prezent urodzinowy, bo startujemy w mój "dzień imienia", jak nazywano to w "Grze o tron". Życzę nam dobrze.
W mojej głowie cały czas morze wspomnień i myśli. I choć staram się to jakoś zagłuszyć, to priorytetem jest walka z wszędobylską irytacją i złością. Czy uda mi się kiedyś z niektórymi sytuacjami przejść do porządku dziennego - nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Upływ czasu niczego nie zmienia. Nadal.
Póki co - w słuchawkach zapętlona nowa piosenka Loreen - Is it love.
Spokojnej nocy.
Tonącą w słowach, którymi się nie posługujemy.
Uwolnij mnie stąd, nie zostawiaj mnie w tej głębokości..."
Komentarze
Prześlij komentarz