Posty

Przeddzień Halloween...

Obraz
 "- Śmiech oświetla życie. Jest jak lampa. - odparła. - Bez niego jest ciemno, duszno i ciasno, nawet wówczas, gdy świeci słońce." ~*~ Minęło około czterech miesięcy od mojego ostatniego wpisu tutaj. W każdym tygodniu pojawiała się myśl, że warto byłoby utrwalić czas, który minął, ale - standardowo - ciągle coś mnie od tego odciągało. W dużej mierze uciekałam w świat symulacji życiowej w The Sims 4. Pojawiała się we mnie wizja, którą chciałam tam przenieść, no i wygrywało to z chęcią napisania tutaj czegokolwiek. Ale, ale! Dzięki temu dzisiaj, gdy moja Połówka poszła spać, mam chwilkę, aby to wszystko jakoś poskładać w całość. W słuchawkach leci jakiś przyjemny ambient grany na pianinie.  Od ostatniego wpisu sporo się zmieniło. Przede wszystkim - we mnie. Może nawet nie tyle, że zniknęły wątpliwości, ale chyba po prostu bardziej skupiłam się na tym, co życie mi podarowało - na związku. Owszem, nie jest idealnie, pewnie nie wpisuje się w jakiś mój kanon idealnej relacji i nier...

Frustracja i smutek...

~*~  Niezliczoną ilość razy w ostatnim półroczu myślałam o napisaniu tego wpisu. W mojej głowie układały się całe treści, które chciałam z siebie wylać, ale ostatecznie wygrywały inne sprawy albo okoliczności były niesprzyjające.  Powróciłam do czegoś, co ma mi pomóc okiełznać emocje, rosnącą złość i frustrację. Będąc na ostatniej wizycie u neurologa poprosiłam o przepisanie leku, który kiedyś pozwolił mi na pół roku stać się bardziej rozsądną, spokojną i skorą do przemyślanych zachowań. Niestety, poziom mojej złości w ostatnich miesiącach był na tyle przytłaczający, że uświadomiłam sobie, że bez farmakologii się nie obejdzie. Myślę też poważnie nad terapią. Jest to na tyle dobijające, że nie potrafię sobie z tym dać rady. Czuję się jak w klatce, czuję się nieszczęśliwa. Nieszczęśliwa w związku i mocno nim rozczarowana.  To skłoniło mnie do poważnej rozmowy z moją partnerką. Powiedziałam jej o swoich rozczarowaniach, o tym, jak mnie to wszystko przytłacza. Powiedziałam je...

Is it love...

Obraz
 ~*~ Powiedziałabym, że nie mam czasu, ponieważ jestem bardzo zapracowana. Ale prawda jest taka, że ostatnie miesiące przeleciały tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam. Fakt, pracy było dużo, bo kilka moich koleżanek uciekło na sławetne L4, a ja pomimo przeziębienia cały czas pracowałam na pełnych obrotach. Generalnie dostaję ostatnio sugestie tego, że jestem dobrym pracownikiem i ogarniam to wszystko, czego nie robią moi współpracownicy na tym samym stanowisku. Mnie samą to wkurza, bo płacą mi najmniej z racji skróconego czasu pracy, a jednak - niezależnie czy to weekend czy dzień na tygodniu - ogarniam wszystkie sprawy wokoło kasy. Jest to satysfakcjonujące, że wracam do domu i mam takie poczucie dobrze wykonanego zadania. Ale też i złość, że inni się uskarżają na to, jak duży panuje u nas ruch.  Do tego jestem zła, ponieważ odpadła mi z pracy koleżanka, która będąc na okresie próbnym poważnie się rozchorowała. Nie przedłużyli jej umowy tłumacząc, że na okresie próbnym ni...

Podsumowania ostatnich miesięcy...

Obraz
* * *  Powoli ten rok dobiega końca. Dziś pierwszy dzień "zimowy", ponieważ spadł pierwszy w tym półroczu śnieg. Obserwowałam go przez okno, bo postanowiłam cały dzień nie wyściubiać nosa za drzwi. Spałam właściwie to 13:30 mając w głowie, że przede mną pierwsze zmiany, a wtorek spędzę od rana u mechanika.  Zaczęłam też przygotowywać już prezenty świąteczne. Nic specjalnego, ale zawsze to zajmuje troszkę czasu. Bratankom przygotowałam słodycze w paczkach, najmłodszemu ubranka świąteczne + skarpetki. Sobie też kupiłam kilka ciepłych i świątecznych skarpetek, aby rozszerzyć coroczny zapas takowych.  Jakoś w październiku zrobiłyśmy sobie wspólny prezent w postaci zakupu projektora i był to strzał w dziesiątkę. Fakt, że jest troszkę zabawy z rozkładaniem sprzętu i całym okablowaniem, ale ogląda się komfortowo bez ryzyka, że jak w przypadku laptopa można coś widzieć w "negatywie". Tutaj wrażenia są podobne jak podczas oglądania telewizji. Tylko, że bez reklam. Kiedy tylk...

Urlop, urlop i po urlopie...

Obraz
 * * * Spodziewałam się, że może być różnie. Ostatnio byłam dość nerwowa, toteż obawiałam się, że urlop tej nerwowości nie zmieni. I faktycznie, miałam rację. Podczas poprzedniej wyprawy z góry pierwsza zadra pojawiła się dopiero podczas drogi powrotnej do domu. Wystarczyło jednak usiąść w mieszkaniu i zamówić pizzę, a wszelkie napięcia zniknęły. Wiedzione więc dobrym przeczuciem na ten rok również zdecydowałyśmy się na wspólny wyjazd. Zawsze to weselej i milej.  Tu jednak od samego początku były problemy. Zaczęły się od tego, że auto przyjaciółki odmówiło posłuszeństwa i trzeba było zredukować nieco plany jadąc moim samochodem. Tuż przed samym wyjazdem moja starsza kotka najprawdopodobniej uszkodziła sobie tylną łapę, ale po dzwonieniu po weterynarzach i usłyszeniu kwoty - ok 1200-1500 zł za ewentualne złożenie kości - ręce mi opadły. Sprawa się rozwiązała sama, gdy kot magicznie znalazł siły na przespacerowanie się na balkon sąsiada. Uznałam zatem, że widocznie operacja nie ...

Nazwijmy to miłością...

Obraz
 ~*~ Już w najbliższy weekend rozpoczyna się mój długo wypatrywany i wyczekiwany urlop. Czuję się podekscytowana planami, ale też zaniepokojona finansami samymi w sobie. Ilekroć jest tak, że człowiek sobie coś planuje, zaciska pasa, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik okazuje się, że wyskakuje dodatkowy wydatek. I tym wyjątkowym wydatkiem będzie wizyta z kotem u weterynarza. Podejrzewam, że jedna z moich kotek ma złamaną łapę, bo od tygodnia na nią utyka, chociaż nie wiem dokładnie co się stało. Czy spadła ze stolika, czy gdzieś jej się ta łapka zaklinowała. Wczoraj dzwoniłam po weterynarza: koszt wizyty ok 100 zł + ok 75 zdjęcie RTG. Jeśli okaże się, że jest to złamanie, to koszt zabiegu operacyjnego od 1200 w górę. Co prawda najgorsza była pierwsza noc, gdy zwierzak całą noc spał ze mną w łóżku, co na nią jest wysoce nietypowe. Ale miała tak samo po operacji kilka lat temu. Teraz obserwuję ją, gdy leży na miękkiej podkładce w kuchni na podłodze. Wszystkie miski także ma pr...

Wracasz we śnie...

Obraz
 ~*~ Dzisiejsza noc przyniosła sen o przeszłości. Standardowo był dla mnie dość bolesny, bo oglądanie w nim osoby, która kiedyś była istotną częścią życia zawsze zostawia jakąś zadrę. Ujrzeć, poczuć, stracić, ponownie walczyć i ponownie czuć się drugą opcją. Nie wiem dlaczego po przeszło 6 latach muszę przez to przechodzić. Na co dzień staram się nie rozniecać takich myśli w głowie, bo nie przynoszą one niczego dobrego tym bardziej, gdy los nie splata naszych ścieżek, nawet mieszkając w tym samym mieście.  Gdy po raz kolejny się obudziłam - dzisiejszej nocy dokuczał mi wysoki cukier i zastanawiam się, czy insulina nocna cokolwiek dała, czy w ogóle ją sobie podałam... - i spoglądałam na obecną partnerkę śpiącą obok, rodziła się we mnie cała symfonia uczuć. Obudziła mnie wychodząc do pracy i przytuliłam ją mocno nie umiejąc się od tego powstrzymać. Fakt. Kocham ją. Chociaż jest to też związek czasem wyprowadzający mnie bardzo z równowagi. Kocham ją jednak szczerze i nie wyobraża...