Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2021

4 lata...

Obraz
* * *  Przeglądając wspomnienia na Facebooku zobaczyłam post, który wstawiłam 4 lata temu i który miał stać swoistym przekleństwem na kolejne lata. Wtedy nie przeczuwałam, że ta nocna cisza, to taka cisza przed wybuchem burzy... Nauczyłam się tańczyć w deszczu, zamiast czekać, aż to wszystko we mnie przeminie, uciszy się... Burza trwa cały czas, cichnąc chwilami, a ja wesoło pokazuję, że jestem w stanie się w tym odnaleźć. Prawda jest taka, że nie potrafię. I przede mną bardzo długa droga, abym potrafiła. Czuję, jak zaczynam się wewnętrznie trząść, chociaż uparcie wmawiam sobie, że to wynika z zimna w mieszkaniu i głośnych dźwięków piosenki "Belle" w wykonaniu Studia Accantus.  Odczarowałam sobie te dwa dni i nigdy nie przestanę być wdzięczna, że do tego doszło. Dwa lata temu doszło do naszego pierwszego spotkania, chociaż do ostatniej chwili nie wierzyłam, że tak się stanie. Wyglądałam jak ostatnie gówno, wyszłam - tak jak stałam. Totalnie nieogarnięta. I jednak wtedy właśni...

Przed snem...

Obraz
  ~*~ Jestem inna. Czasem się nie zastanawiam nad konsekwencją użycia jakiegoś słowa, bo powiem je spontanicznie. Dziś dla podkreślenia spaceru z psem i tego, że ostatecznie to ja tego psa prowadziłam, a nie któreś z dwójki moich znajomych napisałam w smsie słowa, że stałam się właśnie 'decydentem smyczy' i pies mi się podporządkował. Jak mogłam w ten sposób określić wyprowadzanie psa? Nie wiem. Nie myślałam nad tym. A jednak dowiedziałam się, że popełniłam błąd językowy, wyjątkowo drażniący i nie pasujący do sytuacji i że na pewno uważam się za lepszą od innych, bo jestem - w moim odczuciu używając takiego słowa - inteligentniejsza od innych. Przechodzę przez to w rozmowach z rodzicami, gdy użyję słowa z wyższej półki. Przeżywam to też w rozmowach z nią. Rozmowy z nią od początku maja mnie po prostu cholernie męczą. Są jedną spiralą kłótni, nieumiejętności dyskusji i wiecznego słuchania, jaka jestem zjebana, bo coś tam. Bo jestem ofiarą. Bo jestem słaba. Bo używam słów nieodpo...

Po kątach...

Obraz
~*~ Nie odnajduję się w braku czułości. To tego mi najbardziej brakuje. Ciepła. Czułych słów. Delikatnych ramion. Jak bardzo można być pokiereszowanym wewnętrznie, aby czuć się pustym z powodu braku tego w sobie. Siedzę tępo patrząc przed siebie i mam wrażenie, że wszystko psuję, gdy sprawy wymykają się temu, co gdzieś zdążyło mnie do siebie przyzwyczaić. Jeszcze nieco ponad tydzień... Ale czy będę potrafiła się otworzyć twarzą w twarz... Jeśli nie będę tego czuć... wrócę do możliwości terapii telefonicznej.  Czuję się zagubiona... Nawet moja ciocia dziś stwierdziła, że przyciągam osoby, które są nieodpowiednie. Jakby podświadomie przyciągam ludzi, którzy jeszcze mocniej ściągają mnie w dół... budzą wszystkie lęki, strachy, zaburzenia, wszystko to, co do tej pory chowało się po kątach... I faktycznie... tamta kula uderzyła we mnie mocno... czy w Ciebie też uderzyła rykoszetem, tak jak wtedy powiedziałam...? Nie wiem. Oby nie. Niezależnie od wszystkiego... nigdy nie życzyłam Ci źle....

Przemyślenia i serdeczne życzenia...

Obraz
* * *  Podczas wczorajszej rozmowy z moją dobrą koleżanką dotarło do mnie, gdzie leży mój problem i jakim cudem udawało mi się przez 3 lata żyć w zgodnym związku. To może głupie, nie wnikam, ale wszystko wynikało z przyjmowania pewnej roli. Ostatnio pisałam, że często jestem postrzegana jako ofiara, ale za bardzo wtedy tego nie rozumiałam. Po wczorajszej rozmowie dotarło do mnie, że to jednak ma jakby sens... Pozwalam, aby to ktoś dominował w relacji, podejmował decyzję, miał rację, nawet jeśli sama nie do końca się na coś zgadzam. To jest coś, co robię bezwiednie, stawiając się w pozycji tej słabszej, co w ostatecznym rozrachunku spycha mnie jeszcze bardziej, dalej, a ja nie jestem w stanie tego zatrzymać i w owej relacji pojawia się irytacja, ciągłe kłótnie i brak mówienia z mojej strony o tym, co mnie boli. Muszę chyba sobie te swoje przemyślenia jeszcze gdzieś zapisać, aby wracając na terapię mieć gotowy zakres tego, z czym przychodzę.  Teraz tak siedzę i dalej nad tym myś...

Kolejny krok...

Obraz
 * * *  Długo w sumie dojrzewałam do tej decyzji, ale po przemyśleniu "za" i "przeciw" uznałam, że to właściwy moment na powrót. Nie wiem, czy wrócę do tego samej chwili w rozmowie z terapeutką, na której skończyłam we wrześniu, ale uważam, że powrót na terapie jest niezbędny, abym mogła w pełni zrozumieć to wszystko, co we mnie siedzi. Owszem, jest blog, na którym mogę - poprzez pisanie - przyjrzeć się wielu zagadnieniom. Owszem, są rozmowy z ludźmi i poznawanie nowych jednostek - ale wciąż czuję się wewnętrznie niekompletna. Zastanawiam się, jak to jest, że często trafiam na osoby, które są silnie zaburzone i mają problemy z osobowością. I to nawet nie chodzi o to, że ktoś do mnie zagaduje podświadomie wyczuwając, że go nie odtrącę. To ja często odpowiadam na ogłoszenia czy po prostu zagaduję do kogoś, kto później okazuje się właścicielem borderline czy autyzmu. Nie skreślam, ale gdy mam to szczęście ponownie poznać kogoś wyjątkowego, wrażliwego w szczególny sposó...

Frustracja...

Obraz
 ~*~ Nieustannie, niezależnie od tego kogo poznaję, gdy pojawia się w mojej głowie myśl: "Uciekaj! Nic z tego nie będzie", ja nadal się zastanawiam, czy może jednak nie byłoby warto dać temu szansę i się temu lepiej przyjrzeć. Efekt jest taki, że kolejna osoba ma nade mną swoistą władzę, przez co każda moja próba wytłumaczenia jakiegoś własnego zachowania jest kwitowana słowami: "Robisz z siebie ofiarę i stawiasz się w pozycji pokrzywdzonej". Słyszałam to wiele razy, od różnych osób. I zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie jestem aż tak chujowa, że jedyne co potrafię to podkulać ogon i swoje zjebanie tłumaczyć w sposób, który w oczach drugiej osoby odbierany jest jako 'bycie ofiarą'. Po tym jak to napisałam sama sobie odpowiedziałam: nie. Po prostu mam takie niesamowite szczęście cały czas przyciągać osoby zaburzone, które jeszcze potęgują moją niską samoocenę wieczną krytyką wszystkiego co zrobię. Bo jak mogę o czymś zapomnieć? Mogę. To może głupi argume...

Nowy początek...

Obraz
"Przyjdzie chwila, gdy stwierdzisz, że wszystko się skończyło. To właśnie będzie początek." Pożegnanie poprzedniego mieszkania nastąpiło dosłownie - z hukiem. Skończyło się na 7 szwach i zniszczonych meblach w pokoju, ale obyło się bez większej tragedii. Ilość krwi do powycierania była... no zastraszająca, ale po pierwszym szoku i panice - udało się ten majdan opanować. Wszystko za sprawą tego, że mama postanowiła wyjąć wtyczkę z kontaktu znajdującego się za regałem. Sęk w tym, że regały w pokoju nie były zabezpieczone, tylko nadstawka stała oparta na podstawie szafki. Przeważnie te stare meble mają zabezpieczenie w postaci drewnianych kołków, na które się nadziewa nadstawę regału. Tutaj tego nie było, więc lekkie pchnięcie z boku powodowało, że regał spadał z podstawy. Zostawiłam mamę na około 5, może 10 minut samą, bo zajęłam się umyciem podstawek pod balkonowe skrzynki. Huk, i pobojowisko jakie zastałam... straszne. Mama rozcięła sobie dwa palce, co wymagało zszycia i poda...

Ostatnia nocka w mojej celi...

Obraz
 * * *  Najprawdopodobniej to dziś ostatnią noc spędzę w tych ścianach, które były świadkami tak wielu sytuacji - dobrych i złych, chwil uniesień, ale też upadków. Wiem, że to raptem jakiś etap, który dobiegł końca. Przez pewien czas pewnie i tak będę wspominać i wracać do tego. W końcu ostatnie prawie cztery lata to było tylko moje...  Wyjaśniając tytuł wpisu muszę się po prostu do czegoś przyznać: na co dzień to było mocno uśpione, nie dopuszczałam tego do głosu, ale w momentach, gdy upadłam albo jakieś wariacje hormonalne kazały mi się nad tym pochylić, mimowolnie stworzyłam sobie w tym miejscu pewne mauzoleum. Z jednej strony bardzo bezpieczną przystań, a drugiej natomiast taką pułapkę, która po okresie covidu przytłoczyła mnie napadami lękowymi. Znam powód, dla którego tak było, ale nawet tutaj nie umiem tego w pełni napisać. Czeka mnie powrót na terapię, ale dwie rzeczy ostatnio mocno się wyklarowały w moim podejściu. Czuję, że jestem gotowa pójść naprzód. Może uda ...